Home relacja Wietnam 2012 – relacja z podróży część 3 (Sajgon)
Wietnam 2012 – relacja z podróży część 3 (Sajgon)

Wietnam 2012 – relacja z podróży część 3 (Sajgon)

Kolejna część relacji z podróży do Wietnamu – część trzecia, czyli ostatnie dni w Sajognie

Całą relację znajdziecie tutaj: KLIK

AKTUALIZACJA 2012.04.10, 22:10
Ostatni pełny dzień w Sajgonie, czyli wycieczka do Ogrodu Botanicznego/ZOO oraz do Cholon (sajgońskiego Chinatown)

To nasz ostatni cały dzień w Ho Chi Minh City – znowu na luzie, zaplanowaliśmy tylko wycieczkę do Ogrodu Zoologicznego, określanym też jako ZOO:) Planów na resztę dnia nie mieliśmy – miały się one stworzyć same.

Drogę do Zoo pokonaliśmy piechotą, dzięki czemu po drodze mogliśmy jeszcze trochę nacieszyć się klimatem Sajgonu. Z hotelu do ogrodu mieliśmy niecałe 4 km.

Po drodze wypiliśmy świetny sok ze świeżych avocado.

Po dotarciu na miejsce postanowiliśmy najpierw zwiedzić świątynię (wstęp za darmo), następnie Zoo (wstęp 8 000 VND) oraz Muzeum Historii Wietnamu. (wstęp 15 000 VND). Wszystko jest obok siebie, a raczej na terenie ogrodu.

Większość przewodników odradza wizytę w ZOO, ponieważ można porazić nas straszny wygląd klatek, czy też warunki w jakich żyją zwierzęta – na szczęście autorzy przewodników chyba nie bardzo wiedzieli co piszą. Zoo jak Zoo, klatki są a w nich zwierzęta.

Oczywiście przestrzeń dla nich mogłaby być większa. Zoo przypomina wrocławskie Zoo z lat 90. Słonie jak w każdym Zoo się kiwają, tylko zadziwiło nas, iż są na łańcuchach i odseparowane od siebie. Mamy nadzieję, że jest to dla ich bezpieczeństwa.

Pora na kilka zdjęć z ZOO

Trawiaste rzeźby:

Pozycja “na krokodyla” ???

Słoń podczas kąpieli:

“Wodny monitor” :D

Muzeum Historii warto zobaczyć. Piękna porcelana, wystawa nt. grup etnicznych Wietnamu i co bardzo się Stefci podobało wystawa Budd Azji (w Polsce nie ma książek na ten temat). Znajdziemy tu Buddę z Chin, Kambodży, Tajlandii, Japonii. Super jest je porównać i poznać poszczególne bóstwa m.in. Sakyamuni, Quan YYin. Dla lubiących bitwy, ciekawe będą dioramy przedstawiające wietnamskie bitwy.

Następnie postanowiliśmy odwiedzić pagodę Pagodę Nefrytowego Cesarza, ale w gąszczu budynków nie udało nam się jej odnaleźć:(Jakieś małe są tutaj pagody:)



Wracamy do hotelu. W internecie sprawdzamy drogę i dojazd do Cholon, czyli sajgońskiego Chinatown. Chcemy tam zwiedzić Pagodę Ong Bong oraz odwiedzić tamtejsze dwupiętrowe targowisko – Binh Tay.

Na naszym dworcu Ben Thanh wsiadamy w autobus numer 1, który ma kursować między Cholonem a Ben Thanh. Pojedynczy bilety na autobus miejski w Sajgonie kosztuje 4 000 VND (na trasie do 18 km, na dłuższej – 5 000 VND)

Okazuje się, że oczywiście (jak to my :) pojechaliśmy w drugą stronę :D Takie dodatkowe zwiedzanie z autobusu:)
Na szczęście kolejna “pętla” była bardzo blisko, udało nam się dogadać z kierowcą i oto jedziemy dalej, tym razem już we właściwym kierunku.
Po około 25-30 minutach docieramy do Cholon, wysiadamy wcześniej niż chcieliśmy. Najpierw chcieliśmy zobaczyć Pagodę Ong Bong, gdyż jak słusznie podejrzewała Stefcia, później może być nieczynna (okazało się, że została zamknięta jak już byliśmy w środku). Czynna jest do 17:30.

Tłum ludzi w okolicach Pagody:

Pagoda:

Chwilę po wyjściu z pagody, na kolejnym skrzyżowaniu mija nas autobus nr 1 z “naszym” Panem Kierowcą, który macha do nas przyjaźnie i się uśmiecha :)

Ruszamy w stronę Binh Tay. Klimat ulicy zmienił się – czuć, że to już nie czysty Wietnam, a Wietnam z bardzo dużą domieszką Chin.

Po drodze nie odmawiamy sobie zupki Pho, tym razem o zupełnie innym smaku, niż gdzie indziej. Czuć było inny sposób zrobienia wywaru oraz użycie innych przypraw. Do kompletu dostaliśmy kawałki wątróbki, mięso, krabowe klopsy, krewetki, zieleninę i dwa rodzaje makaronu.

Powędrowaliśmy w końcu na targowisko Binh Tay i… właśnie je zamykali :) Jednocześnie dookoła pięknego budynku (patrz zdjęcie niżej) w ciągu kilku minut porozstawiały się budki z towarem.

Zrobiliśmy sobie krótki spacer po okolicy, gdzie czuć było klimat Chin. O ile w samym Sajgonie mało kto Cię zaczepia, to tutaj jest totalnie odwrotnie. Chiński dryg do handlu:)
Dzieci krzyczą do Ciebie “heloł” albo “ciao”, uśmiechają się do Ciebie, ukradkiem spoglądają na Ciebie. Dzieci kąpiące się w fontannie pozują do zdjęcia, a przebiegający obok Ciebie Chińczyk krzyczy “heloł”.

Z kolei ktoś inny proponuje Ci podwózkę do centrum, czy też zaprowadzenie do hotelu albo zaprzyjaźnionego sklepiku. Po prostu deja vu z wycieczki do Chin :) Miodzio!

Do centrum wracamy tym samym autobusem nr 1 (ale bez “naszego” kierowcy) ale wysiadamy kawałek od hotelu, aby zaliczyć jeszcze krótki spacerek. Pod hotelem zaopatrzamy się w smootie z truskawek oraz soku z arbuza.

Na jutro w planach mamy wizytę w muzeum Miasta Ho Chi Minh City, Muzeum Sztuki i wejście do Katedry. A wieczorem jedziemy na lotnisko, skąd liniami JetStar udajemy się do Da Nangu. W środkowym Wietnamie zostaniemy do 20 kwietnia.

Aktualizacja 2012.04.12, 00:40
czyli ostatni dzień w Sajgonie i lot do Da Nangu

Ostatni dzień w Sajgonie spędzilismy w Muzeach.
Najpierw odwiedziliśmy Muzeum Miasta Ho Chi Minh mieszczące się w budynku architektury francuskiej. W muzeum przywitały nas młode pary, które pozowały do zdjęć (suknie na bogato:)
Widzieliśmy wystawę produkcji porcelany, teatru, muzyki, edukacji, pieniędzy (ciekawa grafika na przestrzeni lat), historia wojny wietnamskiej i protestów z nią związanych (dokształcamy się:), przemysłu, mediów, meble dekorowane masą perłową, znaczki, maszyny do szycia (m.in. używane w portach), miary z masą perłową (Stefcia już sobie taką zażyczyła:).
Stefcię zaciekawiła oczywiście wystawa dotycząca ślubów. Zapoznaliśmy się z ceremonią zaręczyn oraz ceremonią ślubną Wietnamczyków, grupy etnicznej Hoa, Czamów (islamiści) oraz Khmerów.
To co nas zaskoczyło w muzeum do polska chusta będąca pamiątką międzynarodowej przyjaźni dla artysty Hong Loan Who (1973 r.). Czas na akcent polski:)

Zdjęcia z muzeum:

Kolejne było Muzeum Sztuki warte zobaczenia, choć ma się wrażenie, że mają mało eksponatów (a mają ich ponad 21 tysięcy).
Wiele pomieszczeń jest niezagospodarowanych, a telewizory, gdzie powinny chyba lecieć filmy nie działają (tak też było w Muzeum Miasta).
Wrażenie zrobiły na nas obrazy wykonane techniką lacquer painting (malowanie lakierem). Daje niesamowite wrażenie, które niestety nie widać na zdjęciach:(
Jeden obraz mówi sam za siebie o tytule Konsekwencje używania środków chemicznych podczas wojny.
Zaszliśmy również do galerii na poziomie -1, gdzie polecamy zobaczyć piękne kolorowe, klimatyczne obrazy.

Ludzie których spotkaliśmy na swojej drodze byli bardzo mili. W sklepie gdy się zapytałam o jakim smaku są lody z miłą chęcią udzielili mi odpowiedzi. W chodnikowych barach, na ulicy, w sklepie, w muzeach same uśmiechnięte twarze. Jeszcze bardziej się uśmiechają jak próbujemy podziękować po wietnamsku (kam on):) przy okazji nauczyli nas liczyć do dwóch (1 mop, 2 hai).
Gdy obserwuje się ich życie codzienne to kontrast, ludzi śpieszących się gdzieś na motocyklach i siedzących w zamyśleniu na krzesełkach/motocyklach popijających sok lub herbatę.
Rano i wieczorem ćwiczą. W jednej części parku grają w badmintona, ćwiczą tai chi, aerobik, biegających, grających w piłkę.

Przechodzisz park w Sajgonie i zapoznajesz się z kilkoma sportami.
Godne podziwu jest jak kobiety jeżdżą motocyklem w butach na obcasach:)

Ostatnia zupka w Sajgonie – na chybił trafił trafiliśmy zupę pomidorową i… imbirową

Po muzeum poszliśmy już tylko soki z lodem (tam gdzie zawsze – kilkanaście metrów od naszego hotelu). Odebraliśmy nasze bagaże i powędrowaliśmy na pobliski przystanek autobusu 152.
Przejazd na lotnisko kosztuje 4 000 VND od osoby + 4 000 VND za duży plecak. Na lotnisko jechaliśmy niecałe 30 minut – całkiem szybko jak na takie korki. Tutaj widać zaletę autobusu w Sajgonie – przeważnie jest największym pojazdem na ulicy, przez co ma pierwszeństwo :)
Poszliśmy na odprawę do stanowiska JetStara, nasz bagaż ważył 15,6kg – mieliśmy wykupioną opcję 15kg, ale nikt się nie czepiał dodatkowych 600g
Otrzymaliśmy karty pokładowe w formie… paragonów :)

Karta pokładowa JetStar:

O godzinie 18.05 rozpoczął się boarding. Kilka minut później byliśmy już na pokładzie samolotu Airbus A320 o rejestracji VN-A195. Lot do Da Nangu miał trwać nieco ponad 70 minut, start nastąpił o 18.35.
Chwilę później byliśmy już w Da Nangu…







mleko

Komentarz(15)

  1. @Darek
    W hotelu + awaryjnie mam wietnamską karte sim, ale jeszcze nie rozgryzłem jak tam uaktywnić jakiś pakiet netu – jutro/pojutrze muszę pomęczyc kogos w ktoryms z salonów :)

    @Michał
    Jestem, jestem – przyjrzyj sie dokladnie :)

  2. do ArEk: dzięki za radę, rozumiem, że Tobie pomaga? Na ewentualną podróż do np.Wietnamu proponujesz ile butelek?

  3. @mleko
    Jakie są ceny za lokalnego sima i rozmowy? Jak rozgryziesz ceny netu to też możesz podać.
    Fajna relacja.

Opublikuj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *