Home relacja Relacja: Litwa po raz pierwszy – Wilno

Relacja: Litwa po raz pierwszy – Wilno

Zapraszam wszystkich na relację z naszej podróży samolotowo-autokarowo-pociągowej na Litwę: konkretnie do Wilna i Troków. W dzisiejszym odcinku dolot i dojazd Litwę oraz wileńskie kaziuki.

Każdy z Was zna zapewne Szalone Środy. “Lata temu”, w listopadzie 2010 roku, pojawiła się całkiem dobra oferta na loty z Warszawy do Kairu w cenie poniżej 500PLN w dwie strony. Chwila namysłu, szybka płatność i dwie sztuki biletów (dla mnie i Stefci) już zawitały na moim mailu. Jeszcze tylko pozostało dokupienie dolotów z Wrocławia – oczywiście też LOTem, w taryfie Promolot – i wycieczka była gotowa. Została jeszcze rezerwacja hoteli – tutaj z pomocą przyszedł serwis booking.com oraz hotele z “Darmową anulacją rezerwacji”. Kolejnym punktem programu było wypożyczenie kilka przewodników i pochłonięcie wiedzy w nich zawartych. Niestety okazało się, iż (przynajmniej nie teraz) nie będzie nam dane wykorzystać tej wiedzy w praktyce…

Jak wszyscy dobrze wiecie wszystko zaczęło się w Tunezji, tuż przed grudniowymi świetami. Potem poszło już gładko – Egipt i inne kraje muzułmańskie – jednak w Libii sprawy przybrały najtragiczniejszy obrót. Już po obaleniu Mubaraka (prezydenta Egiptu) wydawało się, iż nasza wycieczka dojdzie do skutku. Przez długi czas LOT zwracał pieniądze (niezależnie od taryfy biletu) tylko w wypadku rozpoczęcia podróży w lutym, my niestety mieliśmy ją zacząć 5 marca. Nadszedł jednak i czas i na nas – szybki telefon na infolinię, trzy minuty słuchania reklam i… 15sekund rozmowy z konsulantką, mniej więcej w tym stylu:
– Dzień dobry, chciałem uzyskać zwrot pieniędzy za lot do Kairu w marcu.
– Dzień dobry, prosze numer rezerwacji i nazwisko.
– XYZ123, bla bla bla
– Anulować dla obydwu osób?
– Tak.
– Zrobione, dziękuję, do widzenia :)

Krótko i na temat :)

Już jakiś czas temu postanowiliśmy jednak nie marnować zaplanowanego wolnego czasu i znaleźć jakieś zastępstwo dla Kairu. Padło na przetestowanie innych środków transportu niż samolot – autokaru Simple Express oraz Ecolines. Kierunek? Wilno i okolice. Oczywiście dolot samolotem do Warszawy dalej aktualny, gdyż nie chciało nam się tłuc ponad 6 godzin pociągiem.

Z Wrocławia lecieliśmy samolotem o 5.30, niestety obecnie wrocławskie MPK tak skonstruowało piątkowo-weekendowy rozkład autobusów nocnych (249), iż chcąć dojechać na lotnisko na ten lot, musimy wyruszyć już z Dworca PKS już o 2.30! My, aby się tak dostać, musieliśmy jechać jeszcze wcześniej – o 2.09 z przystanku na Księżu Małym. Tym razem autobus jechał całkiem sprawnie i ok 3.20 byliśmy na lotnisku. Oczywiście można skorzystać z taksówki, ale nie kosztuje ona 2.80 PLN/os :)

Ok godziny 4.30 otwarte zostało stanowisko odprawy, więc powędrowaliśmy tam oddać bagaż i odebrać swoją kartę pokładową w celu jej zachowania na pamiątkę. Na security i gate użyliśmy karty mobilnej (w komórce) dzięki czemu nasza papierowa karta została nienaruszona:)

Punktualnie koło 5.30 wystartowaliśmy z wrocławskiego lotniska samolotem Embraer E170 o rejestracji SP-LDE, należącym do PLL LOT. Sama podróż minęła całkiem szybko gdyż leci się krócej niż godzinę, do tego na pokładzie każdy z pasażerów otrzymał małą Princessę oraz do wyboru sok albo wodę (na krajówkach obsługiwanych przez Embraery nie podaje się ciepłych napojów). My wybraliśmy sok. Niedługo potem wylądowaliśmy Lotnisku Chopina. Szybkie przejście do autobusu, odbiór bagażu i po kilku minutach czekania pojawił się Gral (akurat leciał do Wiednia), celem przekazania nam kluczy do swojego mieszkania. Ponieważ niespaliśmy całą noc, to w czasie drogi z lotniska usypialiśmy w tramwaju – udało się jednak dojechać na miejsce.

Ponieważ samolot z Wrocławia wylatywał już o 5.30 rano w sobotę, a autokar do Wilna odjeżdzał dopiero o 20.30, trzeba było coś robić w Warszawie. Jak pisałem wcześniej – niezawodną pomocą wykazał się nasz kolega Gral, dzięki któremu mogliśmy przespać się kilka godzin u niego w domu. Następnie zaopatrzeni w kupony z Grupera udaliśmy się do Restauracji Mała Gruzja na obiadek. Obiadem okazał się zestaw: meszana skara (półmisek mięs grillowanych: kurczak, karkówka, kufte, kebabcze, wątróbka, podawane z ryżem i zapiekanymi ziemiaczkami), karafka pysznego wina (0,5 l) i dwie sałatki. Po prostu wypas :)

Całe szczęście, iż było tego dużo, długo to też jedliśmy i nie musieliśmy długo czekać za autokarem. Okazało się, iż będzie on prawie pełen – widocznie dużo osób postanowiło sobie wyjechać z Warszawy….

Ponieważ już dawno nie jechaliśmy dłuższej trasy autokarem, byliśmy ciekawi jak to zniesiemy. Koniec końców nie było tak źle – zapatrzeni w jedzenie daliśmy radę:) Ponieważ jechaliśmy całą noc to jej większość spaliśmy czy też próbowaliśmy spać. W pewnym momencie pasażer siedzący przed nami wpadł na pomysł “rozłożenia” się w przejściu między fotelami. Stał się inspiracją dla mnie i po kilku minutach spałem sobie smacznie na podłodze…. Po pewnym czasie przeniosłem się dla odmiany na siedzenie. Na szczęście już za chwilę dojechaliśmy na dworzec autobusowegy w Wilnie.

Niecałe 20 minut po nas do Wilna przyjechał Humbak, którego do przyjazdu tutaj zachęciły odbywające się kaziuki oraz spotkanie z nami. Mimo tego, iż była dopiero 7 rano, a zameldowanie w hotelu (Mikotel, na ulicy Pylimo) jest możliwe dopiero po 11 – postanowiliśmy sprawdzić czy będziemy mogli się zameldować się wcześniej. Niestety nie udało się – trzeba czekać do 11 – na szczęście jednak mogliśmy zostawić nasze bagaże w przechowalni – co też uczyniliśmy. Idziemy do miasta!

Zanim wszyscy sprzedawcy rozłożyli swoje stragany na kaziukach (głównie wzdłuż alei Giedymina) zdążyliśmy przejść się po okolicy oraz obejrzeć Katedrę (trafiliśmy ma bardzo ciekawie brzmiące kazanie – niestety w języku litewskim…). Całą ulica Giedymina zostałą wyłączona z ruchu samochodowego i wszędzie pojawiły się stragany. A na straganach przeróżne różności – od mięsa, poprzez sery, ręcznie robione maskotki, zabawki, palmy wileńskie, aż do maszynowo produkowanej tandety prosto z Chin. Oczywiście nie obyło się bez degustacji najróżniejszych przysmaków – najlepiej jednak będzie to zobaczyć na zdjęciach:



Proposiliśmy sprzedawcę o JEDNĄ kromkę chleba:

która ważyła:

Za to smakowała każdemy z nas:

Mieliśmy także okazję zobaczyć stołki z hmm… męskimi przyrodzeniami :)

Na koniec dnia udaliśmy się na obiadek do restauracji Forto Dvaras (szczerze polecamy!).
Był pięknie wysmażony boczek:

Nie zabrakło także Zeppelinów:

oraz

placków z śledziem:

a także innych pyszności:

——

Swoje 5 minut miała oczywiści nasza Krowa. Poniżej fotoreportaż z tego co wyczyniała…

Napiła się piwa…

spróbowała też kwasu…

później przyszła pora na ubijanie masła

i znowu piwo dla relaksu…

krowie wędrówki…

po pewnym czasie trzeba było coś zjeść…

niestety ludzki kufle nie są Krowo-kompatybilne :(

i na koniec Krowa pobawiła się w chowanego…

—-

Koniec części pierwszej – następna już niedługo. (Inną – ciekawę relację znajdziecie na stronie stefcia.pl )







tags:
mleko

Komentarz(12)

  1. Gratuluję wycieczki, półtora miesiąca temu również odwiedziłem Wilno po raz pierwszy za czasów poprzedniej promocji Simple Expressu, również stołowałem się w restauracji Forto Dvaras i bardzo za nią tęsknię;) Nie wiem czy mieliście okazję przejechać się wileńskim trolejbusem lub autobusem, ale kobiecy głos rodem z bollywoodzkiego teledysku zapowiadający przystanki do dziś śni mi się w koszmarach;) Z Wilna wart ruszyć do Rygi i/lub Tallinna, jeżdżą na tej trasie niesamowicie wygodne autokary Lux Express (SE i LE to marki tej samej estońskiej firmy), a bilety również za grosze.

  2. Nie pamiętam obecnie w jakiej formie znalazłem tą ofertę, ale bilety busem na trasie Warszawa – Wilno można kupic po 35 zł w jedna stronę (jest to normalna cena, bez zadnych promocji). Busy jezdza kilka razy dziennie, ale nie moge na ich temat nic powiedziec, bo ostatecznie pojechalismy do wilna samochodem. Mieszkalismy w hotelu Rudninku vartai który moge polecic. Połozony na starówce, pokoje zadbane, miła obsługa (bookowanie hotelu oczywiscie przez booking.com, gdyz na stronie hotelu ceny sa wyzsze)

  3. Kochani – bardzo sympatyczny ten wasz wyjazd do Wilna, ale rezygnując z lotu do Kairu na pocz. marca 2011 straciliście możliwość uczestniczenia w jednej z najpiekniejszych imprez na swiecie. Kair, zaraz po obaleniu Mubaraka, był areną wielkiego, niesamowitego, trwającego wiele dni święta,miastem które nie zmrużyło oka nawet na moment przez dobre 3 tygodnie, z milionami osób tańczacymi, śpiewającymi i bawiącymi się na ulicach przez całą dobę. Myślę że karnawał w Rio nie jest takim wybuchem radości jakim był Kair zaraz po obaleniu reżimu. I na dodatek – był miejscem wyjątkowo bezpiecznym,tak dla miejscowych jak i dla turystów, a to ze względu na te wszechobecną radość między innymi. Takiego święta jakie panowało w tym mieście w lutym i marcu 2011 nie wierzę aby udało mi się drugi raz przeżyć.

Opublikuj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *