Home relacja Hiszpania i Maroko 2010. Relacja użytkownika

Hiszpania i Maroko 2010. Relacja użytkownika

Zdecydowałem się! W udało mi się zrealizować jeden z tak licznych pomysłów na tanie podróże. Zaczęło się od kupienia biletu do Reus z Poznania za 24,60PLN – nie była to łatwa decyzja, bo nie lubię podróżować samemu jednak zgrać ekipę znajomych i przy tym zdążyć kupić bilety w promocji graniczy niemal z cudem. I tak też było w tym przypadku jedyną osobą której pasował termin była moja mama. Postanowiliśmy więc razem wyruszyć na podbój Hiszpanii (takie były początkowe plany).

Nie minęło wiele czasu do chwili gdy plany zaczęły ewoluować i tak też ostatecznie plan naszej wyprawy wyglądał następująco: (plan planem, ale realizacja jego to coś innego ale o tym później):
Poznań – Barcelona Reus 24,60PLN x 2os
Barcelona Girona – Madryt 2,98EUR x 2os
Madryt – Fez 6,00EUR x 2os
Tangier – Mediolan Bergamo 166,40MAD x 2os
Mediolan Bergamo – Poznań 6,00EUR x 2os
Razem za przeloty ściągnęło mi z karty MasterCard PrePaid ok. 300 PLN (za dwie osoby w obie strony)

SŁONECZNA HISZPANIA
Przygoda zaczęła się w Reus wylądowaliśmy planowo o 22:40 tu czekał na nas kierowca Shutte Direct pomimo wybrania opcji “share” jechaliśmy sami, a kierowca podwiózł nas pod same drzwi hotelu*** w Salou (rezerwowanego wcześniej przez booking.com). Nocleg z obfitym śniadaniem kosztował nas 128 PLN (za dwie osoby). Z racji tego, że byliśmy późno nie udało nam się dostać pokoju z widokiem na morze, ale z balkonu i tak można było je dostrzec. Rano po śniadaniu spakowani i odświeżeni wyruszyliśmy na podbój Barcelony. Z hotelu było bardzo blisko na stację kolejową. Doszliśmy tam spacerkiem w 10min. W Barcelonie mieliśmy plan zobaczyć jak najwięcej w najkrótszym czasie dlatego kupiliśmy karnet 10-biletów na metro (najlepiej się opłaca na jeden dzień) i tym sposobem “zaliczyliśmy” Sagrade Familie, Parc Guell, Las Rambas, La Boqueria (pyszne zmrożone soki), wzgórze Montjuic wraz z przejzdem Funicular de Montjuic i dalej kolejką linową Teleferic de Montjuic ostacznie docieramy do punktu wyjścia tj. stacji Barcelona Sants skąd późnym wieczorem mamy pociąg go Girony. W Gironie szybka przesiadka na autobus na lotnisko (ledwo zdążyliśmy) i tu pod samym terminalem mamy nocelg mamy zarezerwowany nocelg w hotelu*** Vilobi (tu niestety z racji bliskości do lotniska pokój kosztował nas 281 PLN bez śniadania) Ja, osobiście bym wybrał terminal, ale… Nadszedł 29/09 godzina 4:45 pobudka. O 5:00 jesteśmy już na lotnisku gdzie spotyka nas niemiła niespodzianka z racji zapowiadanego strajku odwołano wszystkie loty krajowe, w tym nasz poranny do Madrytu. Staję w kolejce do okienka “do spraw reklamacji Ryanair” tłumaczę sytuację przy czym miła pani od razu przebukowała nam bilety na bezpośredni lot relacji Girona – Fez. Był tylko jeden problem: lot miał się odbyć na drugi dzień! Zaczęliśmy więc obmyślać plan B. Początkowo planowaliśmy spędzić dzień w Gironie ale po ponad 2h oczekiwaniu na autobus (zimno jak cholera) przy braku informacji czy w ogóle przyjedzie (strajk generalny) zrezygnowaliśmy. W końcu przyjechał jakiś autobus: kierunek Lloret de Mar. Wcześniej jeszcze w Polsce, przy planowaniu podróży utkwiło mi w pamięci że to właśnie tam są bardzo tanie noclegi. Szybka kalkulacja kosztów (na drugi dzień mieliśmy lot do Fezu) i szybka decyzja – jedziemy! Po drodze, po konsultacji z “wujkiem” Google znalazłem nocleg za 88 PLN za pokój (hotel Esmeralna***) oczywiście ze śniadankiem. W sumie to dobrze na tym strajku wyszliśmy, bo zyskaliśmy dzień lenistwa na hiszpańskiej plaży (pogoda dopisała) i bezpośredni lot do Fezu (o przyzwoitej porze dnia).



Wschód słońca, Salou
Targ spożywczy, Barcelona
Obiadek, Lloret de Mar

PODRÓŻ W CZASIE
30/09 po raz kolejny zawitaliśmy na lotnisku w Gironie. Tym razem lot doszedł do skutku. Taka ciekawostka samolot startuje i ląduje o tej samej godzinie z racji 2h różnicy czasu. Nie wiem z czego to tak naprawdę wynika, bo według mapy stref czasowych powinna to być 1h – może nie uznają czasu letniego? (Wiki twierdzi, że uznają). Przejdźmy jednak do rzeczy. Wylądowaliśmy w Fezie i jak się okazało w pobliżu lotniska nie było żadnego autobusu (ani tego shuttle airport ani tradycyjnego miejskiego) co więcej miejscowi twierdzili, że najbliższy przystanek jest kilka kilometrów stąd. Nieugięci postanowiliśmy dojść do niego na pieszo. Nie wytrzymaliśmy jednak w tym postanowieniu długo. Po pierwsze z nieba lał się żar, ale nie to było najgorsze. Każdy, podkreślam KAŻDY przejeżdżający samochód zatrzymywał się oferując podwózkę (bez względu na barierę językową). W końcu nie wytrzymałem i wsiedliśmy do jakiegoś starego Mercedesa młodego Marokańczyka, który tylko po arabsku i francusku. Na dodatek podróż z nim to prawdziwy hard core. Jak się później okazało w Maroko po prostu przepisy drogowe w praktyce nie obowiązują. Za 50dh dowiózł nas do centrum Fez stamtąd pod bramę Bab Bou Jeloud. Przez chwilę poczułem się jakbym cofnął się w czasie do czasów Chrystusa. To wszystko dookoła była takie “niedzisiejsze” . Tu jednak czekała nas kolejna “męczarnia” z tubylcami. Na widok Europejczyków z bagażem (oczywiście podręcznym ) wszyscy zaczepiali nas oferując pomoc w znalezieniu taniego hotelu. Oczywiście ich oferty były obciążone prowizja za przyprowadzenie klienta. Po ponad godzinnym poszukiwaniu zdecydowaliśmy się na hotel (z prawdziwego zdarzenia) za 300dh pod samą bramą z klimatyzacją i własną łazienką oraz dostępem do wi-fi (i wcale nie żałujemy tej decyzji). To było fantastyczne uczucie kiedy w końcu można było zrzucić bagaże i wyruszyć na podbój mediny (od razu zrobiło się ciszej wokół nas, bo byliśmy bez bagaży). Zjedliśmy obfity posiłek u Thamisa (poleca go Encounter Lonely Planet str. 68) – naprawdę nie zawiedliśmy się, było przepysznie, poza tym świetna lokalizacja przy głównej “alei”. Fez to prawdziwy labirynt mówią to wszyscy a ja tylko potwierdzam. My jednak nie mieliśmy czasu aby się w nim “zagłębić”. Kolejnego dnia bowiem, mieliśmy już zaplanowana podróż do Tangieru (przez zmianę lotów skrócił nam się pobyt w Fezie). Po śniadaniu wybraliśmy się na zakupy: torby ze skóry, magnes na lodówkę (do kolekcji), marokańska mięta i oczywiście przyprawy.

Marokańska herbatka
Tadżin (40dh u Thami'sa)

POWÓRT DO (BRUTALNEJ) CYWILIZACJI
Tangier to zupełnie inna bajka. Miasto które określane jest przez różne źródła najbardziej europejskim miastem Maroka rzeczywiście nim jest. Tłok, zgiełk, tłumy ludzi, miejska dżungla. Również i tu nie mieliśmy za dużo czasu aby poznać prawdziwego ducha miasta (z samego rana dnia następnego – lot do Mediolanu) jednak i tu spotkaliśmy się z “pomocą” tubylców. Już w samym pociągu dosiadła się do nas młoda Marokanka, która miała pomóc w znalezieniu hotelu. Po dotarciu do celu spotkała nas jednak druga niemiła niespodzianka. Okazało się, że na wzór Hiszpanów, marokańscy kierowcy taksówek postanowili zastrajkować. To spowodowało tak naprawdę lawinę problemów (po mieście nie jeździły ani “petitki”, ani tradycyjne taksówki) ciężko było więc gdziekolwiek się dostać. Współtowarzyska podróży pomogła nam w znalezieniu “okazji”. Jednak tak naprawdę tu zaczęły się problemy. Jeden z grupy podróżujących “naszą okazją” zaoferował pomoc – okazał się być zwykłym oszustem. Co prawda pomógł nam znaleźć hotel jednak wykorzystując sytuację strajku (i nasze zaufanie) prawdopodobnie chciał nas okraść oferując w środku nocy transfer na lotnisko. W recepcji hotelu ciężko nam było się dogadać – recepcjonista nie mówił po angielsku, więc stwierdziliśmy, że to nasza jedyna szansa (zapewne ciężko by było złapać okazję o 5 rano). Ku naszemu szczęściu, późnym wieczorem w hotelu przyszedł czas na zmianę recepcjonisty. Zmiennik na nasze szczęście mówił po angielsku i trzeźwym okiem spojrzał na sytuację, dementując również plotkę, że jutro również nie będzie taksówek. Przed samym pójściem spać przyszedł do naszego pokoju informując, że zamówił taksówkę i wytłumaczył nam zachowanie naszego pseudo-przyjaciela.

Ville nouvelle - Ave Hassan II
Ville nouvelle - Ave Hassan II

Autor: Piotr Jankowski (piotrek_89)







mleko

Komentarz(9)

  1. Trochę przepłacałeś Kolego, ale gratuluję wrażeń :)
    Ja przeżyłem tam tydzień czasu w marcu 2010 i wybieram się ponownie za 2 tygodnie; Nador.. Fez.. Marrakesh.. ah, nie mogę się doczekać!!

    Pozdrawiam

  2. Wspaniałe przeżycia – gratulacje!!! Szkoda tylko, że w takim tempie. Ale pewnie jeszcze tam powrócicie na dłużej.
    Przy okazji – z tymi wszystkimi przelotami, hotelami i taksówkami – mieliście sporo szcześcia :-)

  3. @Piotrek ze względu na okoliczności (podróżowałem z mamą) pozwoliliśmy sobie na trochę luksusu (spanie w hotelu zamiast w terminalu). Najważniejsze, że przeloty tanio :)

  4. Piotrek_89: Ja mam pytanie czy pamiętasz ile mniej więcej kosztował bilet na autobus z Girony do Lloret-de-Mar? :)

  5. Piotrek
    A jak planujesz wypad do Maroka? Byłeś na wiosnę? Gdybyś mógł w kilku zdaniach. Też mamy z rodzinką plany w kierunku Maroka. Jak zgrałeś tyle miast? Jak się poruszałeś w Maroku?
    Z góry dziękuję za odpowiedź

  6. @marudny niestety nie pamiętam mam gdzieś w swoich szpargałach bilet, ale nie mam teraz do nich dostępu, sprawdzę przy najbliższej okazji.

    @balapader W Maroku byłem tylko raz (jak na razie) i było to właśnie na przełomie września i października. Wybiorę się pewnie w najbliższym czasie po raz kolejny jak będzie jakieś fajne promo i znajdę czas. Miasta udało mi się zgrać tak spontanicznie raczej. W Hiszpanii miałem dodatkowe pole manewru jeśli chodzi o transport kolejowy – posiadałem bilet FIP Global Pass (coś w rodzaju InterRail) więc i pociągi miałem darmowe. Po Maroku również koleją właściwie to tylko jeden pociąg Fes – Tangier a po marokańskich miastach petit-taxi

  7. Gratuluję wycieczki! Ceny za bilety naprawdę świetne. Również prosiłbym o takie całkowite podsumowanie wydatków na dwie osoby tak z uwzględnieniem naprawdę wszystkiego + informacja o ilości bezpłatnych przejazdów pociągami w Hiszpanii aby każdy mógł sobie dodać trochę Euro. Pozdrawiam serdecznie, Kamil

  8. @balapader W maroku byłem miesiąc i zjeździlem dookola. Poruszałem się koleją, autobusami, a także tzw. grand taxi, które wożą poza miasto. Latem pociągi są najbardziej komfortowe, ale nie wszędzie dojeżdzają. Można wynająć samochód ale to opcja dla bardzo odważnych, bo tam nie istnieją przepisy drogowe, a przynajmniej nie są respektowane.

Opublikuj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *