Home relacja Relacja: Belgia przez Norwegię i Francję, czyli 43 godzinne kółeczko lotnicze po Europie

Relacja: Belgia przez Norwegię i Francję, czyli 43 godzinne kółeczko lotnicze po Europie

Zgodnie z obietnicą zapraszam na relację z małego lotniczego kółeczka, jakie odbyłem w dniach 24-26 czerwca 2010. Wszystko zaczęło się 24 maja, kiedy to Ryanair zaproponował promocję cen biletów od 12 PLN. Oczywiście zamierzałem wykorzystać okazję, planowanie trasy zajęło kilka godzin, następne 30min zeszło na kupno biletów. W końcu nadszedł 24 czerwca…

Relacja znajduje się poniżej, a galerię zdjęć można obejrzeć pod adresem: http://picasaweb.google.pl/mlecznepodroze/Koleczko

Jak to było, czyli wyprawa krok po kroku

Niestety przed odlotem do Oslo Rygge (o 19.35) musiałem iść do pracy, dlatego już wcześniej postanowiłem, iż na lotnisko pojadę bezpośrednio z pracy. Spakowałem się dzień wcześniej, chociaż i tak nie było dużo rzeczy do pakowania. Wyjeżdżając na lotnisko o godz. 17, spodziewałem się, iż dojedziemy tam ok godz. 17.30. Niestety remont na Nowym Dworze skutecznie temu przeszkodził – na lotnisku znaleźliśmy się chwilę przed 18. Nie czekając na nic, udałem się na kontrolę, o dziwo Pani sprawdzająca karty pokładowe nie kazała mi ważyć plecaka… Chwilę przed moim lotem przewidziany był jakiś lot do Niemiec, dlatego też cała kolejka została zdominowana przez ludzi niemieckojęzycznych. Kolejne 5 minut poświęciłem na obejście wszystkich (“AŻ” dwóch) sklepów wolnocłowych, kupując tylko jedną puszkę zimnego Pilsnera, który miał się przydać w nocy…

Ludzi w terminalu było bardzo mało, co potwierdziło informacje o bardzo malej ilości osób na rejsach z/do Oslo. Tym razem pasażerów było dokładnie 59 sztuk. Po tym jak samolot wylądował we Wrocławiu widać było, iż z norweskiego lotniska przybyło niewiele więcej osób.

Wylot odbył się prawie o czasie (delikatne spóźnienie) samolotem o regu EI-DPX. Sam lot miał trwać godzinę i 20 minut, pomimo iż w rozkładzie były na niego przewidziane 2 godziny – myślę, że teraz już każdy wie czemu Ryanair może pochwalić się takimi dobrymi statystykami punktualności :) W załodze samolotu znalazło się dwóch Polaków, a dokładnie Polak i Polka. Sam lot mało ciekawy, mniej więcej w połowie trasy odezwał się pilot, informując nas o aktualnej wysokości, prędkości, pozostałym czasie lotu oraz o temperaturze na lotnisku docelowym. Przylecieliśmy tam prawie 40minut przed czasem dlatego chwilkę po dotknięciu kołami ziemi, z głośników wydobył się dźwięk słynnych Ryanairowskich fanfarów. Z samolotu wyszedłem bez pośpiechu, gdyż do rana zostało dużo czasu i nie było sensu się spieszyć.

Przy wyjściu na halę terminalu możemy pobrać sobie darmowe mapki okolicy oraz reklamy przewoźników autobusowych tam kursujących. Ceny, jak to w Norwegii, nie zachwycają, krótko mówiąc: jest drogo! Dla przykładu – butelka 0.5L wody nie gazowanej kosztuje 30 NOK (1 korona norweska NOK= ok. 0,51 PLN) czyli 15 PLN, hot dog jest w takiej samej cenie, a kanapkę na stacji benzynowej dostaniemy za “jedyne” 39 koron (ok. 20PLN).

Pod innymi względami lotnisko Rygge Moss Lufthavn (przez tanie linie określane Oslo Rygge) jest bardzo przyjazne pasażerowi. Znajdziemy na nim darmowe przywieszki do bagaży (z logiem Norwegian), w/w mapki i ulotki do poczytania, całkiem przyjemne siedzenia oraz dobre miejsca do spania. Dla miłośników techniki ważne są dwie inne dostępna za darmo rzeczy: ogólnodostępne gniazdka prądowe oraz darmowy dostęp do internetu poprzez sieć wifi. (Mała uwaga co do sieci i posiadaczy smartfonów: po połączeniu z siecią należy na chwile włączyć dowolną stronę aby zatwierdzić sieciowy certyfikat – i tutaj uwaga – nie zrobimy tego w Operze Mini. Dlatego na moment trzeba włączyć Internet Explorera (brrrr :) ) lub Operę Mobile (dowolną, w miarę nową wersję). Później już można normalnie korzystać z Opery Mini.)

Z ciekawości sprawdziłem na Google Maps odległość do okolicznej mieściny – Rygge. Google twierdził, iż pieszo jest to ok. 5 km (wg nich 1 godzina drogi). Trasa jest bardzo prosta, należy iść prosto, później przejść nad autostradą, skręcić w prawo i iść ciągle prosto… Wycieczka zajęła mi ok. 45minut jednak razem z czasem poświęconym na robienie zdjęć oraz podziwianie krajobrazów. Niestety po dotarciu do Rygge z żalem musiałem stwierdzić, iż składa się ono z kilkunastu domostw i nie ma tam nic ciekawego do oglądania. Ponieważ zaczynało się ściemniać (było jakoś ok. 23.00) postanowiłem wrócić na lotnisk0, aby samemu nie włóczyć się w nocy po okolicy. W drodze powrotnej zrobiłem pożytek z kupionego w Polsce piwka, zagryzając je bardzo dobrym ciastem cynamonowym zrobionym przez moją żonę :) Gdy chwilę przed północą wróciłem do terminalu, na dworze było już ciemno.

Nadszedł czas szukania miejsca do spania. Wybrałem fragment podłogi niedaleko infomatów Norwegian, gdzie były dostępne gniazda z prądem (część gniazdek w innych miejscach terminalu nie działało!). Podłączyłem sobie smartfon i połączyłem się z wifi, głównie w celu sprawdzenia czy generalny strajk kontrolerów lotu we Francji (24.06.2010) zakończył się czy też może został przedłużony (co mogło skutkować odwołaniem mojego lotu). Na szczęście nic takiego się nie stało. Poszedłem spać. Lot do La Rochelle (zachodnie wybrzeże Francji) miałem już o 6.40 rano w piątek. Ustawiony budzik zadzwonił o 4.15, jednak wstałem dopiero o 5.00. W terminalu nie spało dużo osób, łącznie było góra 10 osób.

Szybkie przejście przez security, podejście pod gate i chwila zdumienia. Przy mojej bramce stał samolot o rejestracji EI-DPX. Tak, ten sam którym przyleciałem z Wrocławia. I znowu w załodze znaleźli się Polacy. Wylot odbył się zgodnie z planem i następne niecałe 3 godziny mieliśmy spędzić w powietrzu. Po drodze minęliśmy kilka dobrze widocznych samolotów – część z nich udało mi się uchwycić na zdjęciach. We Francji wylądowaliśmy kilka minut po 9 rano, znowu przed czasem, co kolejny raz zaowocowało włączeniem mojej ulubionej melodyjki w samolotach linii Ryanair. Terminal w La Rochelle jest bardzo mały (4 gate’y) i odbywa się z niego mało lotów regularnych. Zdecydowanie więcej razy startują i ląduje samoloty z kilku aeroklubów mieszczących się w okolicach lotniska. Są to oczywiście o wiele mniejsze samoloty niż Boeingi 737-800, którymi operuje Ryanair. Jest też możliwość odbycia prywatnego lotu samolotem, niestety stanowisko było zamknięte i nie miałem możliwości spytania się o cenę takiego lotu. Tuż po wyjściu z lotniska znajdziemy informację turystyczną, gdzie możemy pobrać mapy okolic i dopytać się o potrzebne informację. Znajdziemy też postój taksówek oraz przystanek autobusowy linii nr 7, która kursuje między centrum La Rochelle a lotniskiem. Autobus jeździ mniej więcej od 6.30 rano do 20.30 wieczorem. Pojedynczy bilety kosztuje 1,70 EUR.

Ponieważ kolejny lot miałem o 12.45 do Brukseli Charleroi, postanowiłem, iż udam się nad wybrzeże w formie skarpy, z której można zobaczyć most wiodący na okoliczną wyspę. Sam most ma prawie 3 km. Poszedłem wzdłuż autostrady, wdrapałem się na okoliczną górkę oraz buszowałem w groszkowym polu (groszek okazał się średnio dobry). Później odkryłem, iż w kierunku lotniska prowadzi wąska, częściowo polna, a częściowo asfaltowa droga. Dotarłem nad skarpę, porobiłem fotki mostu. Można było dostrzec miejsca gdzie “produkuje” się sól. Z nieba od samego rana lał się słoneczny żar. Samo stanie na tym słońcu było męczące, nie wspominając już o poruszaniu się. Nadszedł czas powrotu na lotnisko. Naszła mnie ochota na kawę. W jedynym barze na lotnisku (a raczej ladzie barowej) zakupiłem sobie espresso za jedyne 1,20 EUR (czyli nawet taniej niż w Polsce). Po skończonej uczcie, sprzedawca zaproponował kolejną kawę, niestety nie mając już ochoty odmówiłem. Siedziałem dalej sobie przy barze i po 5 minutach pan z baru przynosi mi drugie espresso. Zdziwiony mówię, iż nie zamawiałem kawy, na to pan mi odpowiada, coś co zrozumiałem jako “promocione”. Wobec tego miałem kawę gratis. Miło z ich strony :)

Nadchodziła godzina odlotu, udałem się w stronę bramek. Najpierw sprawdzenie karty pokładowej, później bezproblemowa i miła kontrola przez strażników. Strefa wolnocłowa na lotnisku w La Rochelle jest niestety bardzo mała (pewnie ze względu na mała ilość lotów z lotniska) dodatkowo sklepy były pozamykane. Czynne były tylko automaty z napojami oraz chipsami. Po chwili przyleciał nasz samolot, po czym zaczął się boarding. Pomimo małego lotniska na lot zgromadziło się całkiem dużo chętnych. Po wejściu na pokład okazało się, iż zostało tylko jedno wolne miejsce. Obłożenie lotu prawie 100%! Obsługiwał nas samolot o rejestracji EI-DLK, kolejny raz znaleźli się Polacy w obsłudze. Chyba dotarliśmy już wszędzie :) Tym razem był to krótki lot, planowo miał trwać około godziny i 20minut, w rzeczywistości lecieliśmy godzinę i 10 minut. Na lotnisku w Charleroi wylądowaliśmy dokładnie o czasie, co mnie bardzo ucieszyło, gdyż zdążyłem na autobus linii A, odjeżdżający o 14.35. Bilet w jedną stronę kosztuje 2,70 EUR – można go nabyć w automacie na przystanku, bądź u kierowcy (kosztuje tyle samo). Na dworzec kolejowy w Charleroi autobus jedzie ok. 18-20 minut. W samym Charleroi miałem już zaplanowany czas – chciałem dojść do centrum handlowego Ville2, położonego jakieś 2.5-3km od dworca. Ponieważ ostatni autobus z dworca na lotnisko odjeżdża o 22.30, miałem dużo czasu na spacer, więc nie musiałem się spieszyć. W najbliższej okolicy kanału (koło dworca) znajdziemy Carrefour Express, który pozwoli nam się zapatrzyć w potrzebne rzeczy w miarę rozsądnych cenach. Ja jednak idę dalej, tymczasem słońce zaczyna świecić coraz mocniej. Dodatkowo droga prowadzi pod górkę, dokładnie w stronę słońca. Jest masakrycznie gorąco. Sytuacje ratuje promocja belgijskiego producenta soków, która polega na rozdawaniu przechodniom małych (ok. 0.3 L) buteleczek z ZIMNYM soczkiem pomarańczowym. Bardzo się przydał. Idąc poprzez kolejne ulice, czuć industrialny klimat miasta. Po drodze mijam dzielnicę opanowaną przez ludność pochodzenia arabskiego. Wielu mieszkańców Belgii zaczyna narzekać na zbyt dużą liczbę imigrantów z tego regionu świata. Nic dziwnego, gdyż momentami bałem się iść ulicą. Po drodze na jednym z rond mijam pomnik (figurkę) Le Marsupilami. Jest to bohater komiksu, według informacji z internetu: “Marsupilami jest postacią w stylu ‘marsupial’, żółtą, obdarzoną siłą Herkulesa i przydługim (przydużym) choć bardzo użytecznym ogonem, jego fantazja fascynuje jak i rozbawia.



Kawałek dalej znajduje się duży szpital, a 200 metrów dalej jest już upragnione centrum Ville2. Po wejściu do tego centrum człowiek odczuwa ulgę. Zwłaszcza w takie dni jak ten piątek. Klimatyzacja działa na pełnych obrotach, w środku jest chłodno, momentami jest nawet zimno. Od razu udaje się do Championa (Carrefoura) w celu nabycia jedzenia i napojów na resztę wycieczki, a także czegoś do przywiezienia do Polski. Kupuje kilka piwek (po 0.25 EUR), coś do jedzenia, 2 słodkie kawałki czekolady z orzechami (po 1 EUR za sztukę). Te same słodycze na strefie bezcłowej kosztują 4,50 EUR za sztukę! Następne 2-3 godziny mijają mi na obejściu wszystkich sklepów, po czym poszedłem na kolejną kawę – 1,80 EUR za cappuccino to niezbyt wygórowana cena. Pół godziny spędziłem w księgarni wybierając prezent dla żony, ostatecznie wybrałem kreatywną “wydrapywankę”. Powoli przestało mi się chcieć chodzić po centrum, postanowiłem wrócić na lotnisko. Szybkim krokiem podążyłem w stronę dworca kolejowego. Po drodze porobiłem jeszcze kilka zdjęć budynków i kanału znajdującego się niedaleko stacji. Udało mi się przyjść na 2 minuty przed odjazdem autobusu. Okazało, się też, iż razem ze mną jechała Polka, która ok. 21 miała lot Wizzairem do Warszawy. Pogadaliśmy trochę w autobusie, na lotnisku dodatkowo przekazałem jej kilka porad dotyczących rezerwacji biletu w Wizzair, aby mogła w przyszłości zaoszczędzić kilka złotych przy rezerwacji. W nagrodę dostałem kawę :) Niestety przy okazji automat z kawą połknął nam 2 EUR, których nie udało się odzyskać…

Czas zleciał a mi zostało jeszcze 14 godzin do odlotu do Wrocławia. Zająłem swoją miejscówkę koło drzwi wejściowych (pierwsze drzwi na końcu terminalu), za taką reklamą przesłaniającą kącik. Jest to fajne miejsce, gdzie można się położyć i spać w spokoju. Zabrałem się za czytanie gazety, spożywając w międzyczasie zakupione wcześniej jedzenie oraz piwka:) W okolicach 1 w nocy stwierdziłem, że pora iść spać – rozłożyłem śpiworek i poszedłem spać. Po kilku godzinach, chwilę po 4 rano zostałem brutalnie obudzony przez pana z obsługi, który stwierdził, iż o tej godzinie nie można już spać… Pierwsze odloty odbywały się po godzinie 6, dlatego w terminalu zaczęli się gromadzić ludzie. Poranne trasy to głównie wyspy kanaryjskie oraz Maroko, są to raczej popularne i wakacyjne kierunki, dlatego było dużo ludzi do odprawy bagażowej. Koło godziny piątej zrobiła się wielka kolejka do kontroli, jednakże wszystkim udało się przejść ją w odpowiednim czasie i nikt nie został na lotnisku. Sam zająłem się obserwowaniem ludzi krzątających się po lotnisku. Bardzo wyraźnie było widać różnicę między ludźmi “obeznanymi” w lataniu, a ludźmi, którzy dopiero odbywają swoje pierwsze loty. Jako, że lotnisko w Charleroi promuje się hasłem “przyjazne lotnisko”, nikt nie był pozostawiony samemu sobie. Obsługa lotniska bardzo chętnie pomagała mniej zorientowanym pasażerom, kierując ich w odpowiednie miejsca czy też instruując co mają w danym momencie zrobić.

W końcu nadeszła godzina 9, dzięki czemu mogłem się udać w kierunku kontroli, a następnie do właściwej bramki. Kontrola odbyła się bezproblemowo. Z mojej bramki aktualnie odbywał się boarding na lot do Madrytu, dlatego też znajdowało się tam wiele osób, na szczęście znalazły się wolne krzesełka. Niedługo nadszedł też czas na mój lot. Obserwowałem przylatujące samoloty, w końcu właściwy z nich znalazł się w okolicach mojej bramki. Jakże byłem zdumiony, gdy okazało się, iż jego reg to EI-DLK, czyli ten sam samolot, którym przyleciałem z La Rochelle. Bezproblemowy boarding odbył się bardzo szybko, głównie z powodu chęci “nadrobienia” 15minutowego opóźnienia naszego samolotu. Okazało się także, iż w obsłudze tego samolotu znaleźli się Polacy. Szybki lot do Polski odbył się bez większych przeszkód, po drodze nie było turbulencji. W pewnym momencie przemówił pilot, informując, iż w danej chwili znajdujemy się niedaleko Pragi. Jakieś 25 minut później, idealnie zgodnie z planem lotu, znaleźliśmy się na płycie wrocławskiego lotniska. Ponieważ zbliżała się godzina odjazdu autobusu 406 do centrum Wrocławia, pobiegłem szybko na przystanek. Udało się w ostatniej chwili, dzięki czemu nie musiałem czekać 30 minut na kolejny kurs. Przejazd do miasta trwał stosunkowo długo, wszystko z powodu remontów drogi w dzielnicy Nowy Dwór. W samym mieście były niesamowite korki, co było niezwykłe jak na sobotę. Dodatkowo było niesamowicie gorąco. Na szczęście w miarę szybko udało mi się dotrzeć do domu, gdzie powitany przez psa (i żonę:) ) mogłem w końcu wskoczyć do wanny…

Szczegóły techniczne i ciekawostki.

Trasa wyglądała dokładnie tak:

24.06.2010 WRO Wrocław Oslo Rygge RYG 19.35 – 21.40
25.06.2010 RYG Oslo Rygge La Rochelle LRH 06.40 – 09.35
25.06.2010 LRH La Rochelle Bruksela (Charleroi) CRL 12.45 – 14.05
26.06.2010 CRL Bruksela (Charleroi) Wrocław WRO 11.25 – 13.15

W zapasie miałem także dwa inne loty: Bruksela Charleroi – Oslo Rygge oraz Oslo Rygge – Wrocław, na wypadek gdyby chciałoby mi się wracać dłuższą drogą do Polski. Skorzystałem jednak z tej krótszej… Wszystkie bilety kosztowały mnie około 80 PLN, co jest bardzo dobrą ceną jak za podróż dookoła Europy. Oczywiście cała trasa była obsługiwana przez linie Ryanair. Długość całej trasy to 4179km, natomiast w powietrzu spędziłem 490minut. Były to moje loty numer 65, 66, 67 i 68.

Przypominam, iż galerię zdjęć można obejrzeć pod adresem:http://picasaweb.google.pl/mlecznepodroze/Koleczko







mleko

Komentarz(15)

  1. Mleko: fajna relacja :) a tak od siebie to ta wyspa obok La Rochelle to: Ile de Re -wyspa słońca- miejsce produkcji min wspomnianej soli – bardzo dobra gatunkowo i ceniona we Francji i nie tylko. Pozatym jest to wyspa artystów -taki nasz Kazimierz nad Wisłą- wielu artystów i paryżan ma tam swoje domki letnie.

  2. fajne :)
    daj znać jak będziesz następnym razem się wybierał :))
    może się z Tobą przelecę ?
    we 2 zawsze raźniej, prawda ? :D

  3. wszystko fajnie tylko jaki jest sens tułania się i spania po lotniskach jak jakiś obywatel-kraju-który-stosunkowo-niedawno-wstąpił-do-unii-europejskiej?

    osobiście wolę zapłacić trochę więcej za bilet i lecieć w jedno miejsce, gdzie będę miał czas aby coś zobaczyć i pozwiedzać.

    ale oczywiście o gustach się nie dyskutuje:)

  4. dzięki Mleko, dzięki min. twojej stronie i radom z niej dwoje 50-latków w spędziło tydzień życia w Maroko, “no reservation” z plecakami 10kg :)

  5. Attractive part of content. I simply stumbled upon your site and in accession capital to say that I acquire actually enjoyed
    account your weblog posts. Anyway I’ll be subscribing in your feeds and even I success you get right
    of entry to persistently rapidly.

Opublikuj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *