Powered by GetYourGuide



Home relacja Australia i Nowa Zelandia odcinek 2 (relacja czytelnika)
Australia i Nowa Zelandia odcinek 2 (relacja czytelnika)

Australia i Nowa Zelandia odcinek 2 (relacja czytelnika)

Dzień 8 – AKL-ZQN + Queenstown

Na szczęście tym razem lot był o ludzkiej godzinie, więc się wyspałem Podróż na lotnisko bezproblemowa Airbus Expressem. A tam… Pamiętacie zdjęcie check-inów Qantasa z Melbourne? To teraz patrzcie na to…

IMGP7570res

Jak mi się marzy, by przy okazji budowania T1 na Okęciu LOT poszedł w tę stronę, cała strefa automatycznego check-inu, w podobnej stylizacji jak tu, z motywami krajki na kształt nowego wyglądu biur LOT-u. Świeżo, nowocześnie. Marzenie ściętej głowy… Dobrze, wróćmy do Nowej Zelandii ;) Tak, dziś lecimy Air New Zealand do Queenstown. Air New Zealand jak sami o sobie mówią, to oficjalna linia lotnicza Śródziemia. Nie wiem z jakiego powodu, ale zawsze mnie coś ciągnęło, by polecieć na ich pokładzie. Teraz była ku temu sposobność, a przy okazji na tej trasie okazali się najtańsi ze swoją taryfą grab-a-seat. Air New Zealand na swoich lotach krajowych stara się wszystko zautomatyzować na ile się da – zarówno check-in, jak i drop-off bagażu robi się samemu.

IMGP7575res

IMGP7577res

Co ciekawe ANZ jest jedyną znaną mi linią lotniczą sprzedającą na loty krajowe bilety stand-by. Bilety te kosztują na ogół 69 NZD, i są zamieniane na zwykły bilet jeżeli na 30 minut przed godziną odlotu jest wolne miejsce w samolocie. Jeżeli takie miejsce się nie znajdzie to opłata jest zwracana, a pasażer nie leci. Takie last minute.

Security bardzo miłe i szybkie – warto dodać, że w Nowej Zelandii i Australii na “krajówkach” nie ma przepisów bezpieczeństwa dotyczących płynów, więc bez problemu można wnieść własne napoje na pokład. Gate Air New Zealand wygląda w ten sposób:

IMGP7580res

Co też mi się spodobało, karty pokładowe skanuje się samemu. Nasz samolot miał być pierwotnie zacumowany do gate’a numer 30, jednak nastąpiła zmiana na 32, który znajduje się na drugim końcu krótkiego pirsu. Lecimy dziś Airbusem A320, a to oznacza, że jest szansa na trafienie tego w specjalnym malowaniu – część z Was pewnie już wie o co chodzi. Nasza maszyna nie dotarła jeszcze na lotnisku, więc czekam cierpliwie mając nadzieję, że to będzie jeden z TYCH dwóch A320 Air New Zealand.

Jeszcze chwila, jeszcze trochę… jest! To on! Czy nie mówiłem, że w podróżowaniu trzeba mieć szczęście? :)

IMGP7585res

Załoga gate’u ogłasza boarding na 2 bramki – pasażerowie siedzący w przednich rzędach wejdą na pokład przez rękaw, a ci z tylnych wyjdą gatem 31 na płytę, by dotrzeć do tylnych drzwi samolotów. Siedzę na miejscu 25A, więc w to mi graj! O to chodziło:

IMGP7592res

Airbus A320 Air New Zealand w specjalnym malowaniu All Blacks, ZK-OJR – jeden z dwóch takich. “All Blacks” to potoczna nazwa nowozelandzkiej reprezantacji rugby, tutejszego sportu narodowego. Wszyscy są tutaj pozytywnie zakręceni na punkcie tego sportu, czego przejawem są chociażby te samoloty. Samolot ma tylko 1,3 roku, a wnętrze prezentuje się troszkę inaczej niż znanych mi A320. Popatrzcie na te eleganckie czarne fotele i zapalone oświetlenie “mood lighting” podświetlające kabinę na kolor lawendy.

IMGP7595res

IMGP7606res

Lepiej być nie mogło. Egzemplarz ten względem starszych modeli ma zmodyfikowane panele nad głowami pasażerów – zakaz palenia nie jest podświetlany, za to pojawił się nakaz wyłączenia telefonów komórkowych.

IMGP7602res

Boarding bardzo sprawny, samolot szybko został przygotowany do kołowania – spod sufitu wysunęły się ekrany, a na nich słynne już safety demo. Kto z Was nie zna, musi obejrzeć:

Tu w wersji dla B777, ale na A320 jest takie samo. Tak właśnie zaczyna się przygoda z “linią lotniczą Śródziemia”.

IMGP7617res

W czasie lotu na ekranach niestety zamiast mapy pojawia się nudny z mojej perspektywy quiz wiedzy o Tolkienie i jego dziełach. Co za dużo to niezdrowo.
Serwis to do wyboru bakalie lub ciasteczko oraz napój – tylko woda, kawa i herbata.

IMGP7621res

Za oknem same chmury, dodatkowo co chwile wpadaliśmy w dość silne turbulencje. Niebo rozpogodziło się nieco dopiero nad naszą destynacją

IMGP7641res

IMGP7645res

Podejście do Queenstown jest dość skomplikowane, samolot leci dolinami, by przy lotnisku zatoczyć ósemkę między górami i wylądować. Oczywiście turbulencje nie ustają ani na chwilę, jednak widoki wynagradzają wszystko. Jeżeli będziecie mieli okazje lecieć do Queenstown, miejsce przy oknie jest obowiązkowe!

IMGP7651res

Na koniec jeszcze jedno zdjęcie naszego A320 – może i to malowanie wygląda lepiej na B777, ale wiecie co? Dla mnie to najładniejsze malowanie A320.

IMGP7662res

Niestety doszły mnie słuchy z Warszawy, że w moim aparacie są pyłki na matrycy, co widać między innymi na powyższym zdjęciu, więc oddałem go w Queenstown do fotografa na czyszczenie. Nie dość, że było już całkiem późno, to nie miałem aparatu. Czas ten wykorzystałem więc na zakup pamiątek.
Queenstown to pięknie położony kurort nad mierzącym 80 kilometrów jeziorem Wakatipu. Przekrój osób przyjeżdżających tutaj jest pełny – od osób szukających odpoczynku, po imprezowiczów i amatorów sportów ekstremalnych. Warto dodać, że Queenstown jest ich światową stolicą – tu wymyślono kilkanaście dyscyplin tych sportów.

IMGP7682res

IMGP7706res

Narodowym symbolem Nowej Zelandii jest srebrna paproć, widzieliście ją chociażby na malowaniu specjalnego A320, jest na prawie wszystkich pamiątkowych koszulkach i w logo All Blacks.

IMGP7721res

Na początek spacer po parku Queenstown, malowniczo położonym na półwyspie przy samym centrum miasta. Widoki na pobliskie wyrastające z jeziora góry na prawdę świetne. Po to przyjeżdża się do Nowej Zelandii:

IMGP7742res

IMGP7746res

IMGP7758res

IMGP7794res

Jeżeli traficie już do Queenstown nie sposób nie wspomnieć o Fergburgerze – najsłynniejszym tutejszym lokalu. Jest to pozycja obowiązkowa na kulinarnej mapie miasta. Lokal znajduje się tuż przy hotelu Sofitel, przy schodach prowadzących w dół z kolejki linowej.

IMGP7825res

W Ferburgerze nigdy nie ma spokoju, a kolejka niemal zawsze wystaje poza lokal. Za czym ci ludzie stoją? Za słynnymi na całą Nową Zelandię hamburgerami, które można kupić tutaj – są duże, soczyste, w świeżej wypiekanej w sąsiedniej piekarni bułce – jeżeli hamburger Wam się kojarzy tylko z tymi tłustymi bułkami z McDonalda, to po wizycie tutaj gwarantuję że zmienicie zdanie. Tu hamburger nie czeka na Ciebie, tylko Ty musisz poczekać 15 minut, aż kuchnia (taka jak w normalnej restauracji) zrobi na grillu mięso na Twoje zamówienie. Gdy zamówienie będzie gotowe, kelnerzy zawołają Cię po odbiór po imieniu. Nie pisałbym o hamburgerowni, gdyby nie to, że serio nie jadłem nigdzie indziej tak pysznych hamburgerów.

IMGP8387res

Kanapka kosztuje 11 NZD, a za kolejne 4,50 można dobrać frytki (uwaga, duża porcja) lub za 5,50 krążki cebulowe (na zdjęciu powyżej). Pracownicy lokalu co chwila chodzą między klientami i pytają czy smakują im ich kanapki, nie słyszałem żadnej odpowiedz negatywnej. O sukcesie lokalu niech świadczy, że hamburgery robi się tutaj przez 22 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu.

Ostatnim punktem dzisiejszego programu jest wjazd kolejką gondolową na pobliską górę Bob’s Peak, z której roztacza się piękny widok na miasto. Teraz dokładnie widać jak pięknie jest położone. Bilet Kiwi Kombo, umożliwiający wjazd na górę i zwiedzenie sąsiedniego parku Kiwi kosztuje 49 NZD.

IMGP7881res

IMGP7900res

IMGP7914res

IMGP7924res

Dziś nocuję w hostelu Haka Backpackers, który szczerze wszystkim polecam! Zgodnie z obietnicą z poprzedniej części relacji, jest to pora by wyjaśnić co oznacza ta “haka”. Haka jest to tradycyjny taniec Maorysów, w zasadzie każdy ich taniec ludowy, ale najbardziej kojarzoną odmianą haki jest taniec wojenny. Taniec ten jest rytualnie wykonywany przez All Blacks przed każdym meczem ku uciesze publiczności. Sami zobaczcie. Zwróćcie uwagę na miny przeciwników:

Na koniec rada dla osób nie podróżujących samotnie – jeżeli chcecie zwiedzić dobrze Nową Zelandię, to warto pomyśleć o wypożyczeniu campera. Są różne – od małych po duże. Małe, takie na 2-3 osoby wyglądają na ogół tak:

IMGP7827res

Najbardziej widocznymi firmami na ulicach są Wicked i Jucy Campers, ale na pewno do wyboru jest dużo więcej wypożyczalni. Nawet Air New Zealand wypożycza campery Pamiętajcie jednak, że i Australia i Nowa Zelandia to kraje z ruchem lewostronnym.

Dzień 9 – Millford Sound + Queenstown

Najbardziej w całym wyjeździe stresowałem się właśnie o ten dzień – pogoda mogła mi go bardzo skutecznie popsuć. Ba, większe prawdopodobieństwo było, że popsuje niż że będzie dobrze. Dziś lot awionetką na zwiedzanie Milford Sound, fiordu u wybrzeża Morza Tasmana, do którego Queenstown jest na równi z Te Anau bazą wypadową.



Do fiordu można się dostać albo autokarem, albo małym samolotem. Można też pojechać w jedną stronę, a przylecieć z powrotem. Wybór nie jest prosty, bo na szalę trzeba położyć takie argumenty:
1. Z samolotu są świetne widoki, wycieczka trwa 4 godziny, ale jest drogo – loty kosztują około 450-500 NZD
2. Z autokaru widoki również są rewelacyjne, ale z innej perspektywy, natomiast droga w dwie strony to ponad 12-godzinna wycieczka. Wycieczki tego typu kosztują około 180 NZD
3. Ideałem było by pojechać w jedną stronę, wrócić samolotem w drugą, ale jest to opcja najdroższa – cena takiej przyjemności to około 580 NZD. Z drugiej strony samolot w jedną stronę leci inną trasą niż w drugą, więc widoki są inne.
W każdej z powyższej opcji jest wliczona prawie dwugodzinna wycieczka statkiem po fiordzie.

Ważąc wszystkie te argumenty stanęło na opcji pierwszej z Air Wakatipu, wycieczka ta kosztowała 459 NZD. Dodać trzeba, że z mojej strony było to olbrzymie ryzyko – to był jedyny dzień w którym mogłem odwiedzić Milford, dzień wcześniej lądowałem w Queenstown za późno, dzień później muszę wracać do Australii – a gdyby pogoda okazała się niezdatna do lotu, zostałbym w Queenstown i nie zobaczył tego po co przyleciałem właśnie tutaj. Poranny telefon do linii lotniczej i… lecimy! :) Szybko do autobusu na lotnisko, gdzie wita mnie Peter, nasz dzisiejszy pilot. Z nami leci starsza para ze Szkocji i para z Buffalo, USA ;)
Nasza dzisiejsza maszyna to Cessna 206 Kilo Mike Hotel.

IMGP7936res

Krótka instrukcja bezpieczeństwa, zakładanie kamizelek ratunkowych, wepchnięcie się do maszyny i w drogę. Jestem jedyną osobą nieparzystą w grupie, więc najlepsze miejsce, na prawym fotelu pilota dla mnie ;)

Myślę, że o samym locie nie ma się co rozpisywać, w końcu mówi się że jedno zdjęcie potrafi oddać tysiąc słów, prawda? Obiecuję, że w tej części relacji zdjęć jak zwykle nie zabraknie. Było trochę turbulencji, ale dzielnie je znieśliśmy. Peter przez całą drogę pokazywał nam najważniejsze punkty na trasie, lecz z przejęcia nie bardzo zarejestrowałem co i jak :) Oto zdjęcia z trasy tam:
Nasz kapitan tuż po starcie

IMGP7943res

Dalej już będą same widoki:

IMGP7960res

IMGP7967res

IMGP7979res

IMGP7981res

IMGP7982res

Zbliżamy się do Milford. Samolot przelatuje całą długość zatoki, by zrobić nawrót nad morzem i wykonać podejście do pasa startowego na początku fiordu.

IMGP7989res

IMGP7992res

IMGP7998res

IMGP8010res

Samo lotnisko Milford Sound tuż przed przyziemieniem.

IMGP8023res

Na lotnisku panuje niezły ścisk, ale przyznajcie, że te małe maszyny pięknie wyglądają na tle gór.

IMGP8029res

IMGP8033res

IMGP8037res

Do terminala promowego z lotniska zawozi nas busik. Tam przesiądziemy się na prom, jednej z kilku firm operujących na fiordzie. Jeżeli mogę Wam doradzić, to unikajcie RealJourneys – są najwięksi, latają dużymi Cessnami, przez co jest słabszy klimat wycieczki po drodze, a ich statki są także największe. Co więcej, nie ma w nich za dużo miejsca na zewnątrz, więc duża część pasażerów będzie oglądała prześliczne widoki zza przyciemnionej szyby.
My natomiast będziemy pływać jednostką firmy Jucy Cruize, która jest jedną z najmniejszych we flocie – dla mnie plus. W tle najbardziej kojarzony z tą zatoką szczyt Mitre Peak.

IMGP8046res

No to troszkę historii – Milford Sound jest fiordem, utworzonym przez lodowiec. Jest jednym z 16 fiordów w tym rejonie Nowej Zelandii, nie jest wcale największy, za to uważany jest za najbardziej widowiskowy. Co ciekawe, odkrywcy którzy jako pierwsi dotarli do Nowej Zelandii przeoczyli wejście do tej zatoki. Miejsce to zostało odkryte jako bezpieczna przystań w 1812 roku przez Johna Grono, który nazwał je na cześć miasta Milfort Haven z którego pochodził. Nazwa może być myląca, gdyż sound oznacza dolinę rzeczną zalaną przez podnoszący się poziom wód, dziś wiadomo, że zatoka Milford ma pochodzenie polodowcowe. Do Milford można też dostać się słynnym szlakiem Milford Track rozpoczynającym się w Te Anau. Szlak ten mierzy 53,5 km, a jego przejście jest przewidziane na 3,5 dnia. Pora odcumowywać!

IMGP8066res

Po prawej stronie płynąc w kierunku morza widać bardzo ciekawą zawieszoną dolinę U-kształtną. Jest to charakterystyczny kształt dolin polodowcowych.

IMGP8085res

Po drodze można poobserwować wylegujące się na słońcu foki.

IMGP8102res

Stoki gór porastają zimne lasy deszczowe. Tak, nie pomyliłem się – deszczowe. Suma opadów w Milford Sound to ponad 6 metrów deszczu. W rekordowy dzień spadło tu 550 mm wody, czyli tyle i w Warszawie spada w ciągu roku. Tak na prawdę w Milford w 2 na 3 dni pada deszcz, pogoda taka jak tego dnia jest niezwykłą rzadkością. Mówiłem, że w podróżowaniu trzeba mieć szczęście? ;)

IMGP8110res

Do zatoki Milford w ciągu lata tego roku wpłynie 99 wycieczkowców, największy z nich to Voyager of The Seas, jeden z największych statków pasażerskich na Świecie.

IMGP8118res

IMGP8147res

Wracając do portu obserwujemy jeszcze kilka fok, nasz kapitan podpłynął specjalnie bliżej, byśmy mogli zrobić dobre zdjęcia.

IMGP8188res

IMGP8198res

Tradycją pływania po Milford Sound jest podejście pod wodospad, my też to zrobiliśmy, ale mój aparat był w tym czasie głęboko schowany.

IMGP8217res

Milford Sound w najgłębszym miejscu ma około 300 metrów głębokości. Woda w zatoce to woda morska z wierzchnią warstwą wody słodkiej napływającej z gór. Głębokość warstwy słodkiej to około 3 metry. Spływa ona do zatoki głównie w formie wodospadów. Co ciekawe, w fiordzie są tylko dwa wodospady płynące stale, reszta płynie lub nie w zależności od sumy opadów w okolicznych górach. Po kilku deszczowych dniach do zatoki może spływać woda z nawet kilkuset wodospadów.

IMGP8244res

IMGP8254res
Nasza wycieczka po Milford dobiegła końca, pora wracać – odwiezie nas ta sama Cessna, którą przylecieliśmy w to piękne miejsce. Jak już wspomniałem, trasa powrotna jest nieco inna. Po drodze zwiedzamy okoliczne doliny.

IMGP8265res

IMGP8268res

IMGP8274res

IMGP8280res

IMGP8288res

Uff, co to była za wycieczka! Jestem na prawdę bardzo, ale to bardzo zadowolony i z lotów i z rejsu. Całe szczęście, że wszystko się udało.
Na koniec dnia idę do parku Kiwi, do którego wejście jest tuż obok kolejki gondolowej, w końcu trzeba zobaczyć symbol Nowej Zlandii! Ptak kiwi w zasadzie już prawie nie jest ptakiem – nie potrafi latać, ma szczątkowe skrzydła, pióra przypominające sierść i bardzo charakterystyczny ogon. Na skutek działalności zwierząt sprowadzonych przez Europejczyków do Nowej Zelandii gatunek ten jest na skraju wyginięcia. Warto zauważyć, że na Nowej Zelandii przed przybyciem człowieka nie było w zasadzie drapieżnych ssaków. Niestety, ale w parku można fotografować wszędzie, tylko nie tam gdzie mieszkają kiwi. Kiwi są aktywne w nocy, więc w ich domkach panuje półmrok, żeby imitować warunki nocne, na noc zapalane jest tam światło, by kiwi odpoczywały, gdy nie ma zwiedzających. Jedyne co mogę Wam pokazać, to model kiwi :)

IMGP8345res

Co ciekawe kiwi jest ptakiem, który znosi największe jaja w stosunku do swojego rozmiaru.

IMGP8326res

Największym zagrożeniem dla kiwi jest sprowadzony z Australii posum.

IMGP8349res

Do parku warto przyjść koło 15:00, by obejrzeć pokaz ptaków i wysłuchać informacji o kiwi, poza tym park raczej nie jest ciekawy. No, oczywiście poza możliwością zobaczenia kiwi na żywo :-)

IMGP8376res

(autor zaznacza, że powyższe zdjęcie nie przedstawia kiwi tylko papugi)




Powered by GetYourGuide

Strony: 1 2 3


mleko

Komentarz(7)

  1. Wspanialy artykul, bardzo przyjemnie sie go czyta i rzeczywiscie mozna sie wirtualnie przeniesc w te wszystkie miejsca. Czekam na wiecej! Gratuluje!

  2. diwa82, dziękuję :)

    Andre, przeczytałem Pascala, ale nie podobał mi się. Używałem głównie Tripadvisora i listy atrakcji w danych miastach – odhaczałem sobie co chcę zobaczyć i później układałem trasę w danym miejscu.

    Natalia, dziękuję :)

    ronaldingo, relacja była pisana na bieżąco w trakcie wyjazdu :) stąd tyle szczegółów :)

  3. n.z. 95% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit ? albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
    wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on ? kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
    co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

  4. sprzedaz auta w n. zeelandii ? moze nie byc slodko:

    konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie ? auto na sprzedaz ? zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom. zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac ? do dzis sie pukam po glowie. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku. oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero. mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po 500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co juz nawet wole nie pamietac.
    konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej, to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez bez sensu.
    dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac, przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem 150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc, czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.
    a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak wyobrazni. das ist keine deutschland, madchen. angielski swiat nie dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione przed lotniskiem?.

Opublikuj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *