Maciej, jeden z naszych czytelników, wybrał się niedawno w podróż do Uzbekistanu.
Po powrocie zechciał podzielić się z nami swoimi przeżyciami i przesłał nam swoją relację z podróży.
Zapraszam na drugą z trzech część relacji:
Czas na kolejny cel: Chiwa to oczywiście jeden z obowiązkowych punktów w Uzbekistanie.
Zaraz obok fortu – głównej atrakcji Chiwy pasą się owce:
Koło takiej bramy:
poszliśmy na obiad do bardzo przyjmnego baru:
Nawet mieli menu po angielsku :)
Trochę gorzej było ze znajomością języków u obsługi, szefowa mówiła po rosyjsku, ale reszta tylko po uzbecku, nawet rosyjskiego nie znali.
Wracając widzieliśmy pranie na ulicy nad kanałem:
oraz czyszczenie wykładziny:
Zachód słońca w Chiwie:
Lokalna młodzież, grali w piłę i pytali się o Euro.
W Chiwie czuć, że to już nie jest ubogi i odległy Karakałpakastan. Na ulicach jest czyściej, turystów jest dużo więcej, miasto wygląda na bogatsze i sporo zarabiające na turystyce. Poniżej zdjęcie jednego z wielu stoisk dla turystów:
Sama Chiwa to oczywiście typowa architektura islamska: madrasy, minarety i meczety
Następnego dnia rano termometr w cieniu pokazywał 32 stopnie, to był przyjemny, chłodny poranek. Właściciel pensjonatu mówił, że w lipcu w cieniu typowo ma ok. 45 stopni. Na rozgrzanej ulicy lub na pustyni jest z 10-15 stopni więcej. Zazwyczaj nie czujemy powietrza wokół nas, tam jednak czuć, że powietrze jest suche i gorące. Poniżej widać jak wygląda tabliczka czekolady w takim klimacie i jak ją można jeść.
Wieczorem bardzo istotne wydarzenie dla naszych kontaktów z miejscowymi: mecz Polska-Rosja, który oglądamy przed naszym pensjonatem:
Rano bazar w Chiwie:
Na śniadanie świeżo upieczone samsy (zdarzały się też smażone w oleju)
Potem zwiedzanie, poniżej ekipa w meczecie:
W południe jedziemy na objazd do pozostałości po trzech pustynnych fortach: Kyzyl-Qala, Toprak-Qala, Ayaz-Qala. Byłem sceptycznie nastawiony, wyglądało to na obiekty nastawione na masówkę turystyczną, lecz wyjazd okazał się całkiem ciekawy i udany.
Najpierw po drodze zrobiłem zdjęcia miejscowego sklepu mięsnego. Tradycyjnie sklepy mięsne nie mają lodówek, a jeśli nawet mają, to nie są włączone i robią za szafy. Mięso jest (musi być) świeże, prosto z uboju i sprzedaje się w ciągu kilku godzin. Dowodem na świeżość mięsa są kopyta krowy stojące przed sklepem, każdy może sam zobaczyć, że mięso jest rzeczywiście świeże.
Przed sklepem:
i w sklepie
Dalej po drodze punkt sprzedaży arbuzów na skrzyżowaniu,
i typowy transport rolnika.
Dojeżdżamy do ruin pierwszego fortu Kyzyl-Qala, gdzie spotkaliśmy miejscową rodzinę. Babcia, która pamięta drugą wojnę światową, ma 10 dzieci i 40 wnucząt. Jedna z jej córek mieszka ze swoimi dziećmi na drugim końcu Uzbekistanu, w kotlinie fergańskiej i przyjechała z wizytą rodzinną. Młodzież wybrała się do fortów,
spotkanie z europejczykami było tak ciekawe dla nich, że aż zawołali resztę rodziny.
Zostaliśmy zaproszeni do nich do kotliny fergańskiej, lecz nie udało nam się tam dotrzeć.
Kolejny fort, Toprak-Qala:
oraz znajdujący się już na pustyni Ayaz-Qala:
Pustynna jaszczurka:
Ekipa w komplecie:
Idziemy przez pustynię, powietrze parzy i wysusza.
dotarliśmy do obozowiska jurt
W jurtach można nocować, my zatrzymaliśmy się na obiad.
Najpierw przejażdżka na wielbłądach:
potem do jurty. Tradycyjna jurta doskonale utrzymuje chłód latem a ciepło zimą. W porównaniu do pustynnego żaru na zewnątrz, w środku było całkiem chłodno.
Zestaw obiadowy okazał się być wypasiony na maksa, zawierał chleb, kilka sałatek, duszone mięso z ziemniakami, orzechy, ciastka, owoce, herbatę, wodę i nawet miejscową wódkę Qarataw (Karatau) z Nukusu, jedną z najlepszych w Uzbekistanie.
Na koniec zrobiliśmy sobie zdjęcie z szefową, z którą bardzo przyjemnie nam się rozmawiało.
Poprosiła nas o opisanie wizyty u niej, co niniejszym czynię.
Ayaz Qala Yurt Camp, tel. +998613505909
Jurty okazały się być ciekawsze niż się spodziewałem po obiekcie turystycznym, szefowa się naprawdę stara, obiad był pierwsza klasa a na dodatek dostaliśmy przejażdżkę na wielbłądach. Polecam miejsce.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się kupić arbuzy,
gdzie zostaliśmy atrakcją dla pasażerów przejeżdżającej marszrutki:
Większą część następnego dnia spędziliśmy jadąc z Chiwy do Buchary. Trasa ma ponad 460 km, droga nie była remontowana od czasu wybudowania przez ZSRR. Najgorszy odcinek ok. 150 km jedzie się z prędkością 20-30 km/h, obecnie to droga ziemna (piaskowa) pełna wyrw i wystających resztek asfaltu.
Obok jest budowana nowa droga, chyba już od wielu lat, lecz prace nie są ukończone. Aby nie jeździć nową drogą regularnie można spotkać ułożone w poprzek drogi zapory betonowe:
Na trasie zatrzymaliśmy się na obiad w prostym barze dla kierowców.
i dalej w drogę, widoczność typowa dla jazdy za ciężarówką
Dojeżdżamy do Buchary, znowu są rolnicy na drogach
Buchara okazała się być o poziom wyżej w rozwoju w porównaniu do Chiwy, było jeszcze więcej turystów, hoteli, odrestaurowanych atrakcji turystycznych, jeszcze więcej bogatszych miejscowych było widać na ulicach. Niemniej, wystarczy zejść z nowych deptaków zbudowanych dla zagranicznych turystów aby zaraz obok znaleźć prawdziwe starodawne miasto i pooglądać jak naprawdę żyją mieszkańcy.
Poniżej zdjęcia ulicy w centrum miasta:
Nieodrestaurowana madrasa Abdulaziz-khan
jest ciekawa do zobaczenia nie tylko ze względu na swoje dekoracje
lecz również dlatego, że w środku znajduje się mnóstwo stoisk z turystycznymi pamiątkami. Kilka stoisk prowadzą bardzo miłe panie sprzedające ubrania i inne tekstylia. Wybór jest spory, ceny były niższe niż w bardziej obleganych przez turystów miejscach, oczywiście można się targować a panie prowadzące stoiska w ogóle nie są nachalne (to nie Maroko).
Idąc dalej idziemy przez prawdziwe centrum Buchary:
aby dojść na deptak zbudowany dla europejskich i amerykańskich turystów:
Jednak takie miejsca są nudne, skręcamy znowu w boczne uliczki aby zaraz znaleźć dzieci odrabiające lekcje przed domem, na ulicy:
Jeszcze trochę pochodziliśmy po starych uliczkach Buchary, jednak późna pora skłoniła nas do poszukania baru. W starej części miasta nie było żadnych knajp otwartych o tej porze, natomiast w części turystycznej lokale były dość drogie. W końcu głód nas przycisnął, poszliśmy do jednej restauracji w części turystycznej, porcje były dwa razy mniejsze i o połowę droższe niż w innych lokalach, w których wcześniej jedliśmy.
Przewodnik podaje, że do Buchary nie przyjeżdża się, żeby dobrze zjeść i mają rację, przynajmniej jeśli chodzi o centrum miasta.
Następnego dnia kontynuowaliśmy zwiedzanie Buchary, na początek sklep z dywanami, gdzie wymienialiśmy walutę:
W Bucharze na deptaku cinkciarze proponują beznadziejny kurs wymiany, ewidentnie jest tam dużo turystów z Niemiec i USA, którzy się nie targują i nie zbaczają z wyznaczonej trasy zwiedzania. Na szczęście mając trochę czasu można wynegocjować rozsądne kursy wymiany.
Niedaleko przystanęliśmy przy stoisku miejscowego muzyka i lutnika. Człowiek miał naprawdę sporą wiedzę na temat instrumentów, na każdym potrafił zagrać, o każdym potrafił opowiedzieć jak był wytworzony, tu skóra takiego zwierzęcia a tu taki gatunek drewna.
Wróciliśmy do stoisk z tekstyliami, które już odwiedziliśmy wczoraj. Teraz to już byliśmy prawie przyjaciółmi, ze starszymi porozmawialiśmy o prowadzeniu własnego biznesu w UZ oraz o tym czym różnią się turyści z różnych krajów (Niemcy, Włosi, Polacy) a z młodszymi porozmawialiśmy o szkołach w UZ i nauce języków obcych. Panie dały nam własną herbatę:
oraz użyczyły dowolne stroje, które miały w sklepie do zrobienia serii sweet fotek.
Polecam stoiska tych pań do kupienia pamiątek.
Poszliśmy dalej, aby zwiedzić najbardziej reprezentatywne zabytki Buchary, odwiedzane przez wszystkich.
Wszystko jest ładne, ale zdjęć z tych popularnych miejsc można znaleźć na sieci miliony, więc nie muszę się powtarzać.
Dalej minęliśmy Ark, gdzie pilnujący policjant proponował wejście za opłatą dla niego. Nie skorzystaliśmy. Za Ark znajduje się otwarty meczet, tego dnia był piątek i właśnie trafiliśmy na muzułmańską modlitwę piątkową.
Na koniec trafiliśmy do mauzoleum Ismaila Samaniego, władcy z przełomu IX i X wieku.
Według przekazów Samani nie był tyranem i dbał o swoich poddanych. Do dzisiaj jest bardzo znany wśród miejscowych, zobaczyliśmy tam zwykłego mieszkańca, który zaśpiewał jakąś modlitwę przed jego mauzoleum. Samani jest uważany za Tadżyka, Tadżycy jego imieniem nazwali najwyższy szczyt Tadżykistanu (i byłego ZSRR, poprzednio Pik Komunizma) a nawet swoją walutę. To zresztą udowadnia, że Buchara to bardziej tadżyckie niż uzbeckie miasto.
Niedaleko znajdował się Samani Bazar, gdzie znaleźliśmy m.in. dużą halę, gdzie handlowano wyłącznie herbatami, przyprawami, orzechami i ryżem. Bardzo duży wybór, przyjaźni i nie nachalni sprzedawcy, dobre miejsce na zakupy.
Sprzedawczyni przygotowuje na miejscu mieszankę przypraw do szaszłyków
Jedno z wielu stoisk z rodzynkami, suszonymi morelami i sezamkami
Przygotowana mieszanka herbaty ziołowej
Ryż w różnych gatunkach
Obiad w małym barze koło bazaru
Na bazarze porozmawialiśmy z jednym sprzedawcą, był Tadżykiem (jak pisałem, Buchara to tadżyckie miasto) i spytany o transport do Samarkandy błyskawicznie nam znalazł znajomego, który mógłby nas zawieźć. Okazuje się, że między taksówkarzami z Buchary i Samarkandy jest ścisły podział obsługiwanych rejonów, miastem granicznym jest Nawoi, gdzie trzeba się przesiąść z taksówki bucharskiej do taksówki samarkandzkiej. Należy też jeszcze bardziej niż zwykle uważać na ustalenie i zatwierdzenie z góry kosztów transportu, bo ciągle sa zgrzyty i nieporozumienia między taksówkarzami z Buchary i Samarkandy.
ciąg dalszy (i ostatni) nastąpi…
Nie wiem, jakie regiony zwiedzaliście w Maroku, ja w większości miast nie zaobserwowałem nachalności handlarzy:)
Super !
Udostępnicie więcej zdjęć? Chętnie oglądnę !
Czekam na trójkę. W pierwszej więcej było o cenach, w dwójce zapominano trochę. Może warto pisać co za ile – tak dla porównania z Polskimi realiami i kosztami podróży.
Obserwator – no nie wiem gdzie ty byłeś w tym Maroku jak nie widziałeś lub nie czułeś nachalnosci sprzedawców-poza częścią zamieszkałą przez Berberów to niestety w Maroku norma
Koszty transportu (wynajęcie samochodu z kierowcą):
1. Kilkugodzinna wycieczka Kungrad-Mojnak-Kungrad z przystankami po drodze: stargowane na 70.000 sum (ok. 24-25 $), cena za 4 osoby w Nexii.
2. Transport Kungrad-Nukus za 35.000 sum (ok. 12-12,5 $), cena za 4 osoby w Nexii.
3. Transport Nukus-Urgencz za 80.000 sum (28-28,5 $), cena za 4 osoby w Nexii.
4. Całodzienna wycieczka z Chiwy do 3 fortów (Kyzyl-Qala, Toprak-Qala, Ayaz-Qala): 120.000 sum (ok. 42,5 $), cena za 4 osoby w Nexii.
5. Transport Chiwa-Buchara (460 km kiepską drogą na pustyni) za 240.000 sum (ok. 85 $), cena za 4 osoby w Lacetti z klimą, wypas! Na tej trasie warto pojechać dużym i porządnym autem.
6. Transport Buchara-Samarkanda: 140.000 sum (ok. 49,5-50$), cena za 4 osoby, pierwszy odcinek do Nawoi w Lacetti, drugi odcinek z Nawoi do Samarkandy w Nexii.
Koszty noclegu: mieliśmy zasadę, że maksimum to 10 $ za osobę za noc i nie było problemów z zachowaniem jej, do tego nie spaliśmy w salach wieloosobowych, zawsze mieliśmy pokój dla siebie.
Nocleg w Chiwie: 24500 sum (ok. 8,60 $), ze śniadaniem, w zacienionym, czystym pensjonacie, w doskonałej lokalizacji, 200 metrów od bramy do fortu.
Nocleg w Bucharze: 10 $ od osoby, czysty, duży pokój z łazienką w hotelu zaraz obok Lyabi-Hauz.
Super, swietnie mi sie czytalo i umililo mi droge z roboty w pociagu :) Mam ogromna ochote tam pojechac!
Dzięki za ceny! Ma się już pojęcie co i jak.
Krowa ma racice, a nie kopyta… :P
Hello travelers to Ancient Khorezm! If you have any questions about going to Khiva, Ayaz Qala or to the Aral sea you may ask from me. I’ll organize you professional transportation and guidance services to you. You may write me to: [email protected] or call directly to my mobile phone: +998946571271
Oj aż mi się łezka w oku zakręciła widząc te mury, sufity. Miłe wspomnienia z Uzbekistanu, spokój, piękne zabytki, przyjaźni ludzie z których spora część jeszcze w wojsku ZSRR służyła u nas na zachodzie.
Bardzo miło to wspominają :) My pewnie deczko mniej miło… ;) Ale tylko Ci, którzy pamiętają jeszcze czasy przed ’89.
Fajnie mieliście, że podróżowaliście grupą, ja jadąc tam sam, zawsze miałem kłopot z dostaniem się gdzieś taksówkami dzielonymi. Zawsze musiałem czekać aż się zbierze grupa. Ale .. ma to też zalety, można był pogadać z taksiarzami. Chodzącymi informatorami o kraju i miastach do których się jechało.
Super, że coraz więcej osób jeździ do Uzbekistanu. Jeszcze nie jest tam AŻ tak turystycznie, zatem wciąż warto. Szkoda tylko, że nie wszyscy znają tam już rosyjski. To utrudnia kontakt :/
Szkoda mi tych zwierząt!!
Inflammation is reduced and our bodies are free of the antinutrients we keep pumping ourselves full
of. On the other hand, the other recipes have so much variety that one
can serve its guest the soups, roasts, omelets, stews, a variety of salads
etc. Jay Lehr, a 78-year-old triathlete, said he has followed
a low-carb, high-fat ketogenic-style diet his entire life and credits it
for his excellent health.