Czas na trochę wakacji – zapraszam na relację z Wietnamu.
Będziemy tam 3 tygodnie i przez ten czas postaramy się prowadzić relacje (w miarę na bieżąco).
Część pierwsza to wstęp i dolot do Ho Chi Minh City (Sajgonu) + samo miasto.
Aktualizacja: 2012.04.07 – pierwszy cały dzień w Sajognie
W dniu 23 listopada 2011 w Szalonej Środzie LOTu pojawiło się Hanoi. Oczywiście skorzystaliśmy z okazji (i za małą namową Osieka) kupiliśmy bilety z Wrocławia do Hanoi na termin 8-21 kwietnia 2012, czyli z wylotem w poniedziałek wielkanocny.
Cena rewelacyjna: 1419,12 PLN za osobę.
Jak się potem okazało LOT skasował połączenie z Warszawy do Hanoi. Niestety mieliśmy już zarezerwowane loty wewnątrz Wietnamu, a także zabukowane część hoteli. Przez to nie zgadzaliśmy się na początkowe propozycje przebukowania lotów, jaki oferował LOT.
Wystarczyło wziąć ich na “przetrzymanie” i 1 marca na lotnisku we Wrocławiu udało nam się przebukować loty na trasę Wrocław- Frankfurt-Sajgon (Ho Chi Minh City), Hanoi-Frankfurt-Wrocław.
Wyglądało to tak:
05.04.2012 Wrocław – Frankfurt 14:40 – 16:05 (Lufthansa)
05-06.04.2012 Frankfurt – Ho Chi Minh City 22:15 – 16:50 (Lufthansa, ze stopem w Bangkoku)
26-27.04.2012 Hanoi – Frankfurt 22:55 – 06:00 (Vietnam Airlines)
27.04.2012 Frankfurt – Wrocław 10:50 – 12:40 (LOT)
W następnych dniach dokończyliśmy rezerwację hoteli, przebukowaliśmy termin loty z Sajgonu do Da Nangu.
Nasze loty w Wietnamie prezentują się następująco:
11.04.0212 Ho Chi Minh City – Da Nang 18:10 – 19:25 (JetStar)
20.04.2012 Da Nang – Hanoi 06:00 – 07:10 (Vietnam Airlines)
Zadowoleni z niecierpliwością czekaliśmy na dzień lotu.
Dwa dni przed odlotem “odstawiliśmy” Cherry (naszego psa) rodzicom (dziękujemy za opiekę!) i wróciliśmy do Wrocławia.
Następnego dnia w końcu jedziemy na lotnisko.
Po przejściu odprawy, podczas pobytu w saloniku na wrocławskim lotnisku okazało się, iż nasz lot do Frankfurtu jest… odwołany.
Ładne kwiatki:) Robi się niestandardowa wyprawa :)
Na szczęście 2 godziny i 15 minut później do Frankfurtu leciał samolot LOTu. Wróciliśmy “przed” security i przebukowaliśmy bilety na rejs LOTu, a w punkcie odprawy otrzymaliśmy od Lufthansy voucher o wartości 40 PLN do wykorzystania na jedzenie i napoje bezalkoholowe na lotnisku.
Kupony wykorzystaliśmy na zjedzenie obiadu: ja wybrałem sobie zestaw ze schabowym (a co!) z pieczonymi ziemniakami, a Stefcia zestaw z łososiem. Do tego Sprite.
Po obiedzie przyszła pora na powrót do saloniku, gdzie przeczekaliśmy, aż do momentu boardingu na rejs do Frankfurtu.
Dokładnie o 18.48 wylądowaliśmy na niemieckim lotnisku, aby 6 minut później zatrzymać się pod terminalem.
Zamiast samolotu Canadair RJ 700 Lufthansy przyszło nam lecieć ATR72 Eurolotu.
Obecnie czekamy na samolot do Ho Chi Minh City (Sajgonu), po drodze zaliczamy stop techniczny w Bangkoku. Planowy wylot to 22:15, a planowy przylot na miejsce to 16:50 czasu lokalnego w dniu 6 kwietnia 2012. W Polsce będzie wtedy 11:50. Lot mamy odbyć samolotem Lufthansy – Boeingem 747-700.
Ciąg dalszy w piątek wieczorem.
2012.04.06, 23:59 Lot do Sajgonu, przylot i pierwszy wieczór w Ho Chi Minh City
“Economy Class is fully loaded” – taki komunikat usłyszeliśmy tuż przed boardingiem na nasz lot do Sajgonu. Każdy z pasażerów mógł wnieść na pokład przepisową jedną sztukę bagażu podręcznego (max 8 kg), a wszelkie naddatki należało nadać jako bagaż rejestrowany – to nie Ryanair i Lufthansa oferowała ten bagaż za darmo.
Chwilę później siedzieliśmy na pokładzie Boeinga 747-400 o rejestracji D-ABTB, każdy z nas otrzymał standardowy zestaw: słuchawki, koc i poduszkę:
Po ustawieniu się w kolejce do startu, jako bodajże 10 samolot wystartowaliśmy z lotniska we Frankfurcie.
Niedługo po starcie rozpoczął się serwis pokładowy: na początek oprócz napojów otrzymaliśmy obiad – do wyboru mieliśmy spaghetti z kawałkami kurczaka albo wołowiny. Do tego bułka, serek Cammenbert, dressing do sałatki, sama sałatka i kawałek ciastka. Wszystko było pyszne i szybko zniknęło z tacki :)
Najedzony człowiek może iść spać :) Udało mi się w miarę szybko usnać. Obudziłem się akurat na śniadanie – tym razem dostało nam się bułka, dżemik, jogurt oraz dziwna mieszanka ziemniaczków, jajecznicy i mięsa. Smakowało to średnio.
Niedługo potem dolecieliśmy do Bangkoku, gdzie mieliśmy mieć ok 1,5 godziny na transfer. Sam terminal BKK jest bardzo ładny (także z zewnątrz) jak i wewnątrz.
Wychodząc z samoloty dostajemy karteczkę “Lufthansa transfer” i z nią poruszamy się po terminalu. Wystarczy nią pomachać i każdy wskazuje właściwy kierunek :)
Lotnisko oferuje nam 30 min darmowego internetu (poprzez sieć wifi) – dane do zalogowania można pobrać w punkcie informacji.
Punktualnie o 15.15 wylecieliśmy w kierunku Ho Chi Minh City.
Nasz samolot:
Prosimy zapiąć pasy i przygotować się do startu:
Tym razem w samolocie nie było kompletu, ba było zapełnionych może 30-40% miejsc. Krótki rejs (ok 1.5 godziny) umiliły nam pyszna kanapka, muffinka oraz kit-kat i woda:)
Jakieś 10-15 minut przed czasem lądujemy w Sajgonie (ok 16.30) i mamy nadzieję zdążyć na ostatnie autobus 152 z lotniska do miasta, który odjeżdża o 18.
Sajgon podczas lądowania:
Niestety wszystkie procedury wizowe (trzeba wypełnić dodatkowy formularz – 3 minuty roboty), a zwłaszcza oczekiwanie na oddanie paszportu zajęły nam niecałe 2 godziny.
Ostatni autobus odjechał, zostaliśmy skazani na taksówki :) Od razu napatoczył się Pan Wietnamczyk oferujący nam kurs za 200 000 VND. Poszliśmy jednak pod terminal krajowy, gdzie taksówki poszczególnych firm mają ustalony cennik i raczej nie zdarzają się próby oszustwa.
Lista cen taksówek:
Po 20-30 minutach dotarliśmy do centrum, następnie piechotą doszliśmy do naszego hotelu – My Anh Hotel, zakupionego dzięki promocji Groupona angielskiego i serwisu HotelClub.
Po szybkim zameldowaniu udaliśmy się na miasto. Zjedliśmy co nieco, wypiliśmy piwo, pokręciliśmy się po okolicy.
Dzień się już kończył, a my zmęczeni po podróży w drodze do hotelu wstąpiliśmy jeszcze na zupkę oraz pyszny shakp-cośtam, czyli sok zmiksowany z lodem. Pychota.
A teraz nie pozostało nam nic innego jak pójść spać – mamy już po północy!
2012.04.07, 22:40 – Pierwszy cały dzień w Sajgonie, czy kto zliczy te wszystkie motorki ?
Pierwszy pełny dzień w Sajgonie będzie na luzie :) Bez zbędnego stresu i pośpiechu.
Pospacerowaliśmy sobie ulicami Ho Chi Minh City chłonąc smog, brud i spaliny milionów czy też miliardów skuterków pędzących nawet najmniejszą uliczką.
Po prostu coś cudownego i jakże niespotykanego w Polsce i Europie.
Kilka zdjęć z miasta:
Po drodze trafiliśmy też na pocztę, gdzie nabyliśmy trochę kartek i znaczków. Co ciekawe nigdzie nie mieście nie ma skrzynek na listy – albo przynajmniej my ich nie widzieliśmy… Zbadamy sprawę dokładniej, ale to już za 2 dni.
Wnętrze poczty:
Klimatyzowane kabiny z telefonami, których nawet Krowa zadzwoni :)
Udało nam się też znaleźć jedną z pagód, niestety bardzo malutką i niską – oczywiście w porównaniu do tych, jaki spotkaliśmy w Chinach.
Zwiedziliśmy także Muzeum Wojny wietnamskiej, w którym można się przekonać, że Amerykanie są beeee (co zresztą potwierdzamy), wtykają nosy w nieswoje sprawy itd itd
Za 2 dni, ponieważ jutro rano jedziemy na dwudniową wycieczkę do Delty Mekongu (My Tho, Can Tho i wszystkie te pływające targowiska)
W jednym z parków Wielki Trawiasty Smok chciał pożreć Krowę, ale udało jej się uciec:
Schroniła się na jednym z Wodnych Liści:
Wieczorem Stefcia zaliczyła wizytę u fryzjera, a raczej fryzjerki, która za 100 000 VND bardzo ładnie obcięła Stefcię :)
Raz, dwa, trzy, cztery, tysiąc dwieście dwadzieścia pięć, yyyy wróć: raz, dwa, trzy…
Udało nam się znaleźć lody o smaku zielonej fasolki oraz lody o smaku kiwi :)
Po krótkim spacerku ulicami miasta, wstąpiliśmy na ostatnią zupę tego dnia.
Tutaj też zjedliśmy wielkanocne jajeczka, a przy okazji My (czyli Stefcia i Mleko) życzymy wszystkim Wesołych Świąt, Smacznego Jajka i Mokrego Dyngusa.
A to nasze Wielkanocne Jajeczka:
Do zobaczenia za 2 dni!
Troche zenada pisać o schabowym ale jaki poziom taka panierka
Niby czemu żenada???
Dlaczego żenada? relacja to relacja
@muniek, jak dla mnie to takie szczegóły nadają klimat i przyjemnie się czyta. Jesteś chyba zwyczajnych zazdrośnikiem. Ciesz się z szczęścia innych.
kolega muniek chyba głodny lol:P
Miłego lotu i czekam na dalszą relacje -powodzenia
Schabowy jest zajebisty, opis ze smaczkiem :) powodzenia 3mam kciuki
buehehe ktos zazdrosci chyba wyprawy…. czekamy na kolejne czesci :)
Będę śledził na bieżąco :)
Sajgon świetne miasto. Polecam piwko wieczorkiem w dzielnicy backpackerskiej.
Ja wróciłeem 20.03 ale nie miałem takich przebojów z lotem załapałem sie na ostatnie podrygi lotu na lini w-wa Hanoi
Good luck and good flight!
Fascynujace: “ja wybrałem sobie zestaw ze schabowym (a co!) z pieczonymi ziemniakami, a Stefcia zestaw z łososiem. Do tego Sprite.” Najbardziej interesujacy wydaje mi sie Sprite (a co!)
Ostatni schabowy przez Azją to prawie jak ostatnia wieczerza. 3mam kciuki za Was i fajnych przeżyć pełny worek życzę !
troche zenada okazywac zazdrosc w taki a nie inny sposob :P
Powodzenia..ale wam zazdroszczę:)
Byłem dwa lata temu Wietnamie i między innymi w zatoce HA LONG. Być w Wietnamie i nie zobaczyć tego cudu natury to żadna wyprawa. Mam nadzieję, że macie ją w swoich planach. POWODZENIA
My lecimy jutro 5.45 z Poznania. Mleko milych wakacji i mam nadzieje do zobaczenia w Hanoi
wysokości :):):)
mlosiek-jak to z poznania? ja próbowałem przebukować poznan-frankfurt i nie dało rady. tak więc lece wawa-frakfurt -hanoi za tydzień
mleko – tez miałem dziś schabowca tyle że do wietnamu nie poleciałem-nastepnym razem daj znac jak lecicie w kupie ;) czekam z niecierpliwoscia na dalsza relacje takze pod kątem kulinarnym :)
Poza Halong polecam okolicę Ninh Binh (100 km na południe od Hanoi). W Lonely Planet jest trochę na ten temat. Zatrzymując się za 3$ w “hotelu” przy stacji kolejowej właściciel posiada jeszcze narysowaną mapkę jak zwiedzić coś co oni nazywają “Halong 2”. Puste i ciche miejsce.
Oj tak Sajgon o niebo lepszy od Hanoi, i ogólnie południe przyjemniejsze niż pólnoc Wietnamu.
Życzę udanej podróży i wielu wspaniałych wrażeń a ja czekam na relacje :) a tak na marginesie fajnie byłoby nie używać słowa “PRZEBUKOWALIŚMY” (można normalnie po polsku napisać “zmieniliśmy rezerwację”), jeśli tendencja wymyślania i upowszechniania tego typu “tworów” będzie postępować to niedługo usłyszymy, że WYKLINOWAŁEM mieszkanie, KOLNĄŁEM do przyjaciela czy FLAJNĄŁEM do Hanoi ;)
Ja własnie wróciłem z Sajgonu, lekko pogryziony(mrówki?komary?) ale w pełni zadowolony.
Jedna radę Wam zaaplikuję abyście nie dali się namówić na postawienie baniek w czasie wietnamskiego masażu.Slady pozostają na plecach przez 8-10 dni(sam masaż superowy-do tego taniocha a robiony przez gości poruszajacych się na rowerach.Powodzenia.
Imprezę sponsorują użytkownicy forum klikający w linki referencyjne :)
Imprezę sponsorują użytkownicy forum klikający w linki referencyjne :)
Imprezę sponsorują użytkownicy forum klikający w linki referencyjne :)
Marek, ktoś Ci każe klikać i czytać? Nie musisz.
Mleko, pozdrawiam i zazdroszczę
Nie rozumiem podejscia niektorych ludzi.Skoro impreza jest z linkow sponsorowanych to prosze sobie taka strone stworzyc i tez czerpac zyski!!!
Ale niektorzy potrafia tylko pozazdroscic!
Pozatym podroz do Vietnamu jest osiagalna dla wszystkich pracujacych,wystarczy odkladac okreslona sumke co miesiac a nie np.kupowac fajki.Taka moja mala podpowiedz.
Powiem tak, nie ma co zazdrościć. Ja z żoną za parę dni lecę do Chin na 3 tygodnie.
Mleko, możesz dokładnie napisać jakie macie plany? My mamy identyczne loty więc może coś od Was skopiujemy? Lecimy za tydzień. Jak sprawa wygląda z kartami prepaid sim? Można kupić i bez problemu używać internetu?
czekamy z Cherry na dalszą relacje
Jak bedziedzie w Sajginie wybierzcie sie na klikudniowy wypad do delty Mekongu. Ja wybralem jednodniowy i pozostal niedosyt. Zwlaszcza ze plywajacy targ mozna zobaczyc rano. W Hanoi warto sie wybrac na 3 dni do Sapa, jest to treking po gorach i nocleg u tubylca. Prowadza takie schroniska agroturystyczne. Teraz to co polecaja czyli Halong dla mnie to zwykla komercja, brudna woda kupa turystow i w sumie jakbym mial jeszze raz wybierac to jade w gory. Dla mnie stracony czas i pieniadze.
nie rozumiem… jak ja mogę komuś pomóc realizować marzenia tylko klikając – to mogę klikać ;D
Wietnam rewelacja! Co do schabowego: ja już tęskniłem po codziennym wsuwaniu krewetek za 6 zł. Nie pij piwa w dzielnicach backpakerskich, idź tam, gdzie białego nie widać (podrzucę Ci adresy). Hotele lepiej oglądać na miejscu, negocjować cenę. Da Nang i Hanoi nie miażdżą tak jak Sajgon :)
@Yabolek: Karty prepaid bez problemu (ale nie wiem, jak z microsim). Internet w hotelach bez problemu, na ulicy przystajesz przy hotelu i masz otwarty WiFi. BTW, dobrze posiadać smartfona z pocztą i mapami Google. Dzięki temu np. dowiedziałem się, że anulowali mi przelot JetStarem i spędziłem kilka godzin więcej w mieście zamiast na lotnisku. A na mapach świetnie pokazuje Twoją lokalizację, szpilki z fajnymi miejscami do jedzenia itp. Wierz mi, jak mam świetną orientację, to tam nie wiedziałem, gdzie jestem i co się dzieje ;)
@Mleko: Jak już trafisz do Dystryktu 1 w Sajgonie. Dwie przecznice od tego zapchanego zachodnimi turystami spędu, jest wspaniała restauracja uliczna, z cenami o połowę niższymi i bez żadnego białasa przy stoliku. Jak zobaczysz przed sobą budynek z bykiem, skręć w prawo i idź przez dwie przecznice, trafisz do lokalnej dzielnicy i za drugim skrzyżowaniem po lewej będzie to miejsce. Siądź dokładnie przy Ho Hao Hon 42, będzie tam kilka restauracji, ale ta jest najlepsza (poznasz po obsłudze: tata wywłok przy woku, mama pidżama serwująca dania, babcia bono trzymająca rękę na pulsie;), tutaj mapka: http://maps.google.com/maps?q=ho+hao+hon+42,+H%E1%BB%93+Ch%C3%AD+Minh,+Vi%E1%BB%87t+Nam&hl=pl&ie=UTF8&ll=10.763971,106.690196&spn=0.006545,0.011362&sll=10.759639,106.699584&sspn=0.013091,0.022724&hnear=42+Ho+Hao+Hon,+C%C3%B4+Giang,+Ho+Chi+Minh,+Wietnam&t=m&z=17
@Mleko: Jak będziesz w Hanoi, z lotniska najlepiej dojechać busikiem za 3 dolary. Będą jak zwykle naganiacze, taksówkarze itp., ale śmiało idź do busa, stoją one po prawej stronie od wyjścia z lotniska. W drugą stronę też bez problemu za tę samą cenę. Z przystanku busów do starego miasta idzie się z 15 minut.
Aha, często te busy mają oznaczenia Vietnam Arlines, ale nie mają nic wspólnego z liniami lotniczymi, które nawet nie dysponują rozkładem jazdy tych busów :)
@Mleko: Odnośnie piwka: spacer do dzielnicy biurowej w okolice ronda nad rzeką, między wieżowcami zagubiona lokalna pijalnia piwa ;)
http://maps.google.com/maps?q=Mai+w+pobli%C5%BCu+Thi+S%C3%A1ch,+H%E1%BB%93+Ch%C3%AD+Minh,+Vi%E1%BB%87t+Nam&hl=pl&ie=UTF8&ll=10.777335,106.70572&spn=0.006545,0.011362&sll=10.776882,106.706718&sspn=0.006545,0.011362&oq=mai+thi+sach,+H%E1%BB%93+Ch%C3%AD+Minh,+Vi%E1%BB%87t+Nam&hq=Mai+w+pobli%C5%BCu&hnear=Thi+S%C3%A1ch,+B%E1%BA%BFn+Ngh%C3%A9,+Ho+Chi+Minh,+Wietnam&t=m&z=17
W pobliżu skrzyżowania Dong Du i Thi Sach. Uwaga, czynna tylko do 22.
Uwaga ogólna: jeśli spacerujecie po wietnamskich miastach, a łazić będziecie tam sporo, i zainteresuje Was jakiś sklep, wystawa, fajny towary itp., kupujcie od razu, bo często nie ma już okazji wrócić w to samo miejsce z kilku powodów. Po pierwsze naprawdę sporo się tam chodzi, po drugie, trudno trafić ponownie w to samo miejsce, po trzecie, nie ma sensu szukać taniej, bo i tak jest tanio!
Odnośnie tanio: tanio oznacza jedno danie za 30-40 tys. dongów (2 dolary), ananas za 5 tys. dongów, piwo za 6 tys. dongów, masaż za 150 tys. dongów. Jeśli ceny w karcie czy sklepie są wyższe, oznacza, że jesteś w turystycznej dzielnicy ;) Ogólnie, ceny w Hanoi, przynajmniej na Starym Mieście są dwa razy wyższe niż w Sajgonie, nawet w dzielnicy turystycznej. Ubrania, materiały itp. w Hanoi kupujemy w okolicach tego największego marketu, a dokładnie w hali targowej na piętrze. Tam jest największy wybór jedwabiu w cenie 2 dolary za metr oraz rozmaitych czapek wietnamskich w tej samej cenie, które kawałek dalej kosztują już 3 razy więcej. W nocy na targu warto poszukać wyrobów ze skóry, bardzo tanie i dobrej jakości.
Uwaga: bus z lotniksa w Hanoi kosztuje dokłądnie 2 dolary (info sprzed 2 tygodni) strzelaja cenę najpierw 5 potem 3 a jak powiesz 2 to ok. Jest dokłądnie 2 ale czasem marudzą. Odnośnie wrażeń mi bardziej przypadło do gusto Hanoi-bardziej dzikie, Sajgon trochę rozczarował, HaLong bardzo mi się podobało moze dlatego że byłem na naprawdę luksusowym 3 dniowym rejsie tyle że pogoda w marcu średnia, Sapa-w tym terminie to był błąd. Hoi An i Hue bardzo fajnie ale chłodno, Mui Ne-totalna komercha i resorty-nawet na plaże nie mozna było wejść inaczej niz prez resort a ceny wysokie. Wietnam bardzo mi się spodobał, przede wszytskim świetne jedzenie znacznie lepsze wg mnie niż w Malezji czy Chinach i dobre ceny za noclegi. Szkoda że lot odpadł na tej trasie bo teraz dotarcie tam jest dość kosztowne. natomiast doszedłem do wniosku że Wietnam na plażowanie raczej nie-śmiecą strasznie i w sąsiednich krajach fajniej. Phu Quoc nie widziałem moze tam jest lepiej.
Jeszcze w temacie zakupów. Da Nang, to chyba najlepsze miejsce na zakupy (i prawie nic więcej). Ale po kolei: są tam specyficzne uliczki, gdzie jeden na drugim istnieją sklepy specjalizujące się w danej branży. I tak, można trafić na ulicę Okularnikową, Materiałową, Akwariową, Sejfową itp. ;) Tanio można tam zrobić okulary, ewentualnie kupić podróbki Ray Banów ;)
Odnośnie Da Nang: mają wspaniałą plażę! Znakomita do biegania, bardzo drobny ubity piach, bardzo łagodne zejście do wody. Ale… Miasto jest obrzydliwe, a do dzielnicy nadmorskiej jest cholernie daleko! Ja odniosłem wrażenie, że oni jakby dopiero się obudzili, że mają taką zatokę! Hotele w większości dopiero powstają (unikać pobliskich budów, bo tłuką się od 6 rano do nocy, przez 7 dni! BTW, nieocenione na takiej wyprawie są zatyczki do uszu), po szerokich nadmorskich promenadach prawie nic nie jeździ, restauracji dobrych nie widać, oczywiście drogo (jak na tamte warunki) i generalnie pustki, panie! No przynajmniej tak było w marcu…
Ale jak ktoś już jest niestety w Da Nang, to warto skoczyć do Hoi An, i moim zdaniem, na dwa dni z noclegiem. Dojeżdżamy tam autobusem za 3 dolary, a nie z easy ridersami za 15. Wystarczy pokręcić się po głównej arterii Da Nang (druga równoległa do ulicy, przy której jest dworzec kolejowy) i na przystanku łapać autobus nr 4 (ma zresztą napisane Da Nang-Hoi An). Jedziemy z lokalesami i jest wesoło :) Na końcowym nie bierzemy żadnego motorka, tylko idziemy sobie 20 minut do miasta. A tam… jedwabne garnitury szyte na miarę za 100 dolarów! Właśnie dlatego warto przenocować w Hoi An. Rano przybywasz, zdejmujesz miarę, idziesz zwiedzić miasteczko (cholernie drogo na straganach, lepiej odłożyć zakupy na czas marketu w Hanoi), na drugi dzień mierzysz, poprawki i wracasz do domu z pięknym garniturkiem za 350 zł :) Potem już tylko nie jesz w Polsce schabowego, wysyłasz maila, że chcesz kolejny garnitur, sprawdzają Twoją miarę, szyją i wysyłają do Polski!
@Adam: faktycznie masz rację. Chyba oficjalna cena to 40 tys. dongów, ale raz mi się zdarzyło, że brakowało ludzi w busie i cena trochę skoczyła, czyli za dwa bilety zamiast zapłacić 80 tys., zapłaciliśmy 100 tys. Niewielka różnica. Natomiast ciekawostka: Wietnamczycy siedzą już w busie, dwa miejsca puste i facet mówi po wietnamsku (tłumaczenie intuicyjne): słuchajcie, dwa miejsca puste, więc zrzucacie się po 50 tys. a nie po 40 ;) Wszyscy ładnie karnie płacą i nikt nie protestuje, hehe ;)
Odnośnie plażowania. Zaliczyliśmy Nha Trang. Z początku bardzo nam się nie podobało, to co pisze Adam, komercha trochę, no kurort turystyczny. Natomiast po znalezieniu rewelacyjnego hoteliku w cenie 15 dolców za noc ze wszelkimi wygodami, łącznie z salonem masażu pod nosem i odległością 100 m od plaży, oraz odkryciu lokalesowych knajpek, gdzie biały (czytaj Rosjanin) nie zapuszczał się nigdy, chętnie spędziłbym tam więcej niż tydzień. Plaża czysta, sprzątana, pusta, pogoda 36 stopni powietrze, 28 stopni woda :) Jedzenie tanie i rewelacyjne, masaże tanie, ekskluzywne zakupy tanie (portfel z krokodylej skóry 10 dolarów, naszyjnik z prawdziwych, a więc nieregularnych! pereł, 20 dolarów), więc cieszę się, że do Mui Ne nie dotarłem :)
Mleko zaczął podróż od schabowego, ale już wkrótce pojawią się … psiny. :o) A CO!
@Humbak: nie tak łatwo znaleźć psa w karcie dań w Wietnamie. Żabę, gołębia, węża – owszem. Psa “upolowałem” jedynie na jakimś lokalnym targu w pobliżu Świątyni Literatury w Hanoi. Wyglądał apetycznie: http://p.twimg.com/AoRxElhCIAAls1M.jpg ;)
Coś o podróżach koleją. Czytałem, że świetna sprawa, piękne widoki, atrakcje. Osobiście drugi raz się nie wybiorę. Po pierwsze cena: najdroższy i najgorszy nocleg w Wietnamie, to ten za 25 dolarów w kuszetce. Pociąg wlecze się niemiłosiernie, nocą i tak nic nie widać, współpasażerowie łażą co chwila, na korytarzu palą papierosy, klima tak zapierdziela, że trzeba spać w czapce i generalnie na drugi dzień pada się. A to tylko wersja lux i soft, w przedziale 4-osobowym. Wersja hard, przedział 6-osobowy. Pościel syfek, zupy pasażerów pod dolnymi leżankami syfek, latające prusaki syfek. Generalnie syfek zafundowany za 25 dolarów przez 10 godzin, do tej pory nie mogę wyprać ciuchów po tej podróży. Podsumowując, lepiej fruwać, ceny trochę wyższe, ale komfort, zaoszczędzony czas i energia do dalszych przygód – bezcenne :)
A teraz dzieci zamknijcie oczy i światło zgaście, będzie coś o… masażach! Trafić dobry masaż nie jest łatwo :) Inaczej, nie zawsze trafimy na mistrza (mistrzynię). Jedni dopiero się uczą, inni są nieco toporni, ale jeśli znajdziemy mistrzynię, warto dać sowity napiwek i wracać w to samo miejsce, bo korzyści dla ciała (i ducha) są nie do przecenienia. Dobry i tani masaż, nie powinien kosztować więcej niż 200 tys. dongów i trwać pełną godzinę, jak w cenniku, co nie zawsze jest takie oczywiste. Warto uprzednio zbadać lokal, obejrzeć “sale tortur”. Jak syfek i jedzie zbutwiałymi ręcznikami, albo przebiegnie karaluch, dziękujemy i idziemy szukać swojego wymarzonego salonu. Przeważnie oferują one nie tylko masaże, ale także zabiegi pielęgnacyjne. I z tego warto skorzystać! No bo czy któryś z panów chodzi w Polsce do takiego salonu na pedicure? A tam, why not! Tanio, fajnie, pięty odskrobią po łażeniu w japonkach, pazury przypiłują, stopy wymasują i wracamy do domu piękni i wylaszczeni. A to nie wszystko, bo warto jeszcze zrobić sobie np. odnowę twarzy: wymasują, nałożą olejki, kremy i maści i lat ubywa po takich wakacjach. Wszystko za maksymalnie 350 tys., czyli godzina masażu i godzina zabiegów pielęgnacyjnych. Na co jeszcze uważać: nie nakładamy gaci oferowanych nam w salonie, zostajemy w swoich. Nie bierzemy masażu gorącymi kamieniami po opalaniu! Generalnie po opalaniu prosimy o więcej olejków, bo czasami mogą nam skórę przewałkować i piecze. Nie bierzemy masażu owocowego, bo potem musimy z siebie zmywać zaschnięte banany pod ichniejszym prysznicem bez klapków na nogach (po co nam grzybica?), gdyż często dają tylko takie materiałowe kapcie. I najważniejsze, nie idziemy na masaż z dziewczyną, koleżanką itp. gdyż mocno ucierpi ona na jakości i długości masażu, a przecież nie jesteśmy egoistami ;) A to dlatego, że panowie są zagadywani o usługi dodatkowe, często więc kobitę szybko się wymasuje, a faceta zostawia na trochę dłużej…
Ceny? Kwestia negocjacji. Za 200-300 tys. dodatkowo dostajemy masaż, powiedzmy, bardziej erotyzujący… I to tyle w tym temacie, warto poeksperymentować samodzielnie ;)
To i ja swoje 0,03zł na temat Wietnamu (w którym spędziłem łącznie jakieś 3 miesiące):
– Saigon: wieczorami koło Binh Tanh (pisownia wietnamska nie jest moją mocną stroną), najsłynniejszego targu w samym środku miasta, rozstawiają się restauracyjki i inne garkuchnie. Wbrew pozorom warto zjeść u “żółtych koszul” (poznacie po kelnerach), jedzonko niedrogie, pyszne i świeże
– Nha Trang: Sailing Club na nocne zabawy na plaży, ale mi najbardziej przypadła knajpka o nazwie związanej z rowerami (zupełnie wypadło mi z głowy, jak dokładnie się nazywa) – wciśnięta w róg, niewielka restauracyjka. Niedrogo i przepysznie
– Hue: Bardzo, bardzo polecam tę dawną stolicę Wietnamu. Warto wybrać jedną z całodniowych wycieczek (“śladami wietnamskich cesarzy”, czy bardzo współcześne, nawiązujące do wojny wietnamskiej”. W Hue zaprzyjaźniony “amigo hotel” – bardzo polecam.
– Mui Ne: wietnamskie złote piaski, o przepięknych plażach i umiarkowanych cenach. Niczym polskie Pobierowo :-)
Powodzenia, zazdroszczę i czekam na kolejne wpisy.