Cztery miesiące oczekiwania na podróż do Chin to stanowczo za długo :) Bilety Aerofłotu nabyte w promocyjnej cenie w lutym, termin podróży – czerwiec 2011. W końcu nadeszła upragniona chwila, a dokładnie dzień 2 czerwca 2011, dzień w którym zaczynamy podróż do Chin. Zapraszam na relację “na żywo” z podróży po Chinach. Postaram się możliwie często aktualizować ten wątek, zamieszczać ciekawsze zdjęcia oraz informować gdzie aktualnie przebywamy.
Kolejne odcinki: część druga, czyli Kanton: KLIK, część trzecia Szanghaj: KLIK, część czwarta Jinan i okolice: KLIK
Ostatnia aktualizacja: 2011.06.06, 17:30. Dolecieliśmy do Kantonu. Zapraszam do drugiej części relacji: KLIK
Aktualizacja 2011.06.01, 21.50:
Jesteśmy prawie spakowani – w podróż udają się autor strony – Mleko wraz z żoną Stefcią. Cherry ma załatwionego opiekuna, paszporty z wizami są, cała elektronika jest (laptop + aparat + baterie + milion kabelków + Kindle 3G z darmowym netem :), rezerwacje są podrukowane itd. Jutro rano pora ruszyć polskim pociągiem w drogę z Wrocławia do Warszawy. Będziemy mieli przyjemność jazdy pociągiem TLK relacji Wrocław – Białystok. Z Wrocławia planujemy wyruszyć o 8.27. aby o 14:45 przybyć na stację Warszawa Centralna. Następnie w planach mamy realizację wcześniej nabytych kuponów Grupera, a po jedzonku sruuuu na lotnisko :)
Z Okęcia wylatujemy liniami Aerofłot o 19:30, by o 23:25 wylądować na lotnisku Moskwa Sheremetyevo. Tutaj niestety czeka nas dłuższy pobyt, gdyż kolejny lot, tym razem już do Pekinu, mamy dopiero 3 czerwca o godzinie 13:20. Damy radę.
Dalszych planów w tej chwili nie chcę zdradzać, dodam tylko, iż hotele były kupowane po ‘promocyjnych’ cenach :)
Aktualizacja 2011.06.02, 13.13: “Srutututu PKP”
Jedziemy już pociągiem TLK po torach należących do innej firmy, gdzie kolejna firma dostarcza prąd, a jeszcze inna sprzedaje nam bilety w kasie. Jak na moje małe doświadczenie z polskimi kolejami (staram się ich unikać) jestem po raz kolejny mile zaskoczony. O czasie, ciepło i wygodnie. Przez całą drogę nie daje mi spokoju siedzenie naprzeciwko… czyli zabawa pt. “Co tutaj nie pasuje?”
Następna aktualizacja prawdopodobnie już z lotniska w Moskwie.
Aktualizacja 2011.06.03, 01:05: “Zajec, nupagadi” czyli Moskwa Sheremetyevo.
Licznik wskazuje 1706.1 przebytych kilometrów.
Dolecieliśmy do Moskwy. Na Okęciu bez żadnych problemów, no może z wyjątkiem tych promocyjnych cen…chociaż Sheremetyevo lepsze: puchar lodowy kosztuje 60 RUB (ok 6 PLN), ale już każda inna rzecz o wiele więcej niż gdzie indziej – np. mała kawa za 125 RUB to norma… Wniosek z tego taki – chce ci się pić – JEDZ LODY! Chyba się rano skusimy.
W Moskwie jako jedyni poszliśmy na transfer, aż musieli specjalnie dla nas wołać Panią. Plecaki, Krowa i Kleofas przeszli bez problemów.
Lot z Warszawy przebiegł gładko. Airbus A320 (VQ-BBC z 2009 roku, w środku aż pachniał nowością:) został podstawiony na długo przed odlotem, koniec końców odlecieliśmy 17 minut po czasie, aby wylądować 14 minut po czasie.
Na pokładzie szybki serwis: najpierw soczek/woda, potem żarełko i kawa/herbata. Całkiem dużo i całkiem smaczne. Nie zauważyłem aby serwowali alkohol, ale na tej trasie pewnie tego nie robią. Za to jutro na Moskwa – Pekin %%% mają być :)
Dla potomnych – 3 działające gniazdka prądowe można znaleźć naprzeciwko baru Caffe Ritazza, tuż przy Gate nr 47.
Na pożegnanie kilka fotek (nie wiem jak długo będzie mi net działał):
Dzisiaj przebyta droga, czyli dojazd PKP (452,6 km) + lot Warszawa – Moskwa (1253,5 km) łącznie 1706,1 km.
Krowa & Kleofas na Okęciu (czujemy, iż coś z tego będzie :D
Nasz Airbus A320 (rejestracja VQ-BBC, z 2009 roku) by Aeroflot:
Menu pokładowe (całkiem smaczne): bułeczka, chlebek, masło, zestaw sztućcy, sałatka z kurczakiem, kawałek ciastka
“W razie spadku ciśnienia, należy założyć gumkę za głowę dziecka, a następnie puścić maskę” :) Pani posiada też dodatkową funkcję – laser w oczach :D
Aktualizacja 2011.06.03, 12:22: Za chwilę 460minut lotu.
Samolot podstawiony już 2-3 godziny temu. Na pokład wchodzimy o 13:20 czasu moskiewskiego. Reszta wrażeń z lotu będzie opisana już z terytorium Chin. Tymczasem Krowa i Kleofas pozdrawiają!
Aktualizacja 2011.06.04, 03:18
Dolecieliśmy sam lot ciekawy, chociaż spokojny. Menu pokładowe całkiem fajnie: dwa razy było serwowane jedzenie + picie dwa razy + na żądanie jak się chciało… W samolocie zajęte może z 20% miejsc – bardzo małe obłożenie i na pewno lot był pod kreską…
Aby dostać za darmo net na lotnisku w Pekinie trzeba pójść do specjalnych automatów, w którym po zeskanowaniu paszportu otrzymujemy login i hasło dostępowe do internetu. Konto jest ważne 5 godzin i na jednym paszporcie możemy je “odnowić” trzy razy. Narazie to tylko, za 4h mamy autobus na Dworzec Kolejowy w mieście, stamtąd siuuuu do hotelu Holiday Inn Temple of Heaven. Hotel nabyty w cenie…. 6,11 GBP za 2 noce dla 2 osób, dzięki voucherowi 50GBP z dealu z Alpharomms…
Kupiliśmy też pierwsze suszone (mega ostre) rybki, krakersy, piwo i loda :)
Aktualizacja: 2011.06.04, 10:25: Zameldowani w hotelu :)
Nastał ranek i podjechał autobus linii nr 3. Bilet kosztuje 16 RMB (6.7 PLN), autobus staje ok 300 m od stacji metra Beijing Railway Station. Przystanek mieści się na parkingu International Beijing Hotel (jasny wysoki budynek). Podjechaliśmy metrem (2RMB za bilet) dwie stacje, do stacji Qianmen. Potem 25min piechotką przez Qianmen St. aż do okolic Świątyni Nieba (Temple od Heaven).
Zameldowaliśmy się w hotelu Holiday Inn Express Temple of Heaven nabytym dzięki voucherowi Alpharooms. Całkowity koszt hotelu to 6,16 GBP za 2 osoby i 2 noce. Darmowy internet i śniadanie w cenie :D Obsługa na recepcji zna angielski, więc nie ma problemu aby się dogadać.
Wzięliśmy szybki prysznic, odpoczniemy 30 min (jest 10:30 rano) i ruszamy na miasto!
Aktualizacja 2011.06.05, 09:07: Dziwne zupy, pierożki, piwo i inne…
Wybaczcie wczorajszy brak aktualizacji, ale: 1) miałem dosyć, 2) net działał jakby nie chciał i udało mi się ledwie dodać komentarz pod tym wpisem. Ale do rzeczy…
Wyruszyliśmy na miasto! Plan obejmował obejście całego parku ze Świątynią Nieba (Temple of Heaven). Wstęp do parku kosztuje 15 RMB (6.2 PLN) natomiast bilet łączony na park + trzy rzeczy w środku – 35 RMB (14,6 PLN). Cały kompleks jest wielki, jak zresztą większość rzeczy w Chinach. Mnóstwo ścieżek, drzew, kilka miejsc odpoczynku wraz ze sklepami. W sklepie oprócz pamiątek można kupić oczywiście… zupki chińskie:) Musiałem skorzystać. WIELKA porcja takiej zupki (karton wielkości soku 1.5 litra) kosztuje od 5 do 7 RMB. Wybrałem zupkę w kartonie koloru pomarańczowego, ponoć o smaku wołowiny… Smakowało dwa razy lepiej niż polskie chińskie zupki. Makaron nie ma porównania do tego u nas. Było OSTRO! Totalnie ostro. Przynajmniej na początku, jednak dałem radę i pożarłem całość:)
Same zabytki bardzo fajne, widać bogate zdobienia wielu elementów nadają niepowtarzalny wygląd (przynajmniej na początku) i sprawiają dobre wrażenie. Pobłądziliśmy trochę po całym kompleksie, na jednym z placów spotkaliśmy dużą grupę ludzi tańczących w rytm muzyki. Każdy tańczył po swojemu, każdy tańczył tak jak chciał. Staliśmy tak chyba z 30 minut i przyglądaliśmy się. Dorwałem sprzedawczynię z lodami z mleka ( hehe ) za 1 RMB. MEGA dobre. Widać, że znają się na rzeczy :)
Poszliśmy w stronę miasta. Chcieliśmy odnaleźć hutongi niedaleko Zakazanego Miasta. Ponieważ skończyły nam się pieniądze, chcieliśmy znaleźć bankomat…. po drodze na dwa spotkane, dwa nas pokonały… jeden nie chciał przyjąć karty, a drugi nie działał…
Dotarliśmy jednak do Bank of China, wzięliśmy numerek 166 i czekaliśmy. Czekaliśmy i czekaliśmy i czekaliśmy. Dwadzieścia numerków przeszło chyba w godzinę. W trakcie czekania udało mi się przespać chwile :) Na szczęście sam proces wymiany dolarów przebiegł szybko (potrzeba paszport, kurs: 100USD = 641,47 RMB).
Dorwaliśmy McDonalds, głównie ze względu na chęć wypicia kawy i skorzystania z toalety. Zwiedziliśmy też czteropiętrową księgarnię, gdzie Stefcia zachwycona mnóstwem craftowych, szyciowych i i innych robótkowych gazet i książek mogłaby siedzieć 3 dni bez przerwy. Poszliśmy jednak dalej główną ulicą Wangfujing, któraś z jej lewych odnóg miała prowadzić do większej ilości hutongów. Udało się. Naszym oczom ukazało się mnóstwo chińskich ozdób, natomiast nasze nosy poczuły smak miliona różnych rzeczy do jedzenia.
Ponieważ był to nasz pierwszy dzień w Chinach, postanowiliśmy na początku nie doprowadzać naszych żołądków do zawału i zjeść coś w miarę normalnego (ale tylko dzisiaj :). Skończyło się na zupie z ‘czegoś tam’ , bardzo dobrych pierożkach, herbacie i lokalnym piwie. Następnie przyszła kolej na ośmiornice – tutaj pan sprzedawca (udław się) chciał nas zrobić w bambuko i sprzedać nam cały patyk ośmiornic za… 50 RMB. Niestety nie z nami te numery, nawet drugi sprzedawca zrobił minę, która mówiła jednoznacznie, iż jego kolega przegiął. Koniec końców skończyło się na 15RMB…
Podążając dalej hutongami widzieliśmy skorpiony (małe żywe i większe czarne, już martwe) radośnie mające do nas z patyków, jednakże powiedzieliśmy im: jutro, nie dzisiaj :) Machały do nas także ośmiornice, rozgwiazdy, inne mięsko oraz inne dziwne żyjątka i rzeczy. Spokojnie, na wszystko przyjdzie pora.
Zaczynało się już ściemniać, więc postanowiliśmy udać się do hotelu. Byliśmy w okolicy Zakazanego Miasta, więc czekał nas około godzinny spacerek. Po drodze w malutkim sklepiku kupiliśmy chińską kartę sim (aby dzwonić do PL za grosze), jakieś 2 lokalne browarki, napój herbaciany. Potem jeszcze w markeciku koło hotelu dokupiliśmy jakieś chińskie przegryzki. Doszliśmy w okolice stacji i ulicy Qianmne, wszędzie było pełno osób, sam deptak Qianmen też był zatłoczony. Postanowiliśmy pójść boczna uliczką, co okazało się genialnym rozwiązaniem. Był tam inny świat. Ledwie kilka metrów od deptaku z europejskimi markami dla bogaczy, jest uliczka z cenami o wiele niższymi niż w Polsce. Taka typowa chińska uliczka. Znajdziemy tak wszystko: od ciuchów, poprzez buty, proszki do prania, aż do zwykłych barów. Stefcia dorwała kolorowe buciki. Pierwotna cena 98 RMB (w sklepie od 180 RMB) wywołała tylko uśmiech na naszej twarzy. Oczywiście po odejściu od stoiska cena sama malała. Koniec końców skończyło się na 30 RMB ( 12,5 PLN).
Weszliśmy do restauracji pełnej lokalsów. Na szczęście mieli menu z obrazkami i cenami, więc obyło się bez wielkich problemów podczas zamawiania. Wzięliśmy zupę z gołębi + drugą zupę z tofu i herbatę. Samo mięso gołębia ma dużo kości i chrząstek i mało wygodnie się je spożywa. Jest jednak dobre. Rachunek końcowy? 34 RMB, w tym zupa gołębia 22 RMB, druga zupa 10RMB, herbata (cały dzbanek) 2 RMB. Nie mając już miejsca na inne jedzenia poszliśmy do hotelu.
Po drodze, w oddali, widzieliśmy dziwne świecące punkty na niebie. Początkowo wydawało nam się, iż to światła na wysokim (bardzo wysokim!) budynku, jednak nie kojarzyliśmy takiego w naszego okolicy. Po podejściu bliżej (już w okolicach naszego hotelu) okazało się iż są to prawdopodobnie latawce z lampkami… chociaż tego dowiemy się dzisiaj.
W hotelu podłączyłem gps loggera do komputera. Okazało się, iż na mieści byliśmy dokładnie 11h 0 min i 33 sekundy. Przeszliśmy (nie jechaliśmy busem czy metrem) dokładnie… 30.6 km! Było to czuć w nogach :)
Apropo dzisiaj – jesteśmy już po śniadaniu. Ciekawostka – jedliśmy pałeczkami, a Chińczycy obok nas sztućcami :D Natomiast za chwilę ruszamy na miasto. Planu znowu lajtowe – zakazane miasto i ulica herbaciana.
Jeszcze kilka zdjęć z wczoraj – relacja staje się długo, dlatego po przyjeździe do Kantonu rozdzielę ją i stworzę kolejne części.
Aktualizacja 2011.06.06, 10:30:
Mamy działający net :) Oczywiście na lotnisku w Pekinie. Tym razem skorzystaliśmy z hasła przysyłanego na chiński numer komórki. Przy okazji przypomniały mi się dwie rzeczy z pierwszego dnia. Zaraz po wyjściu z hotelu Stefcia poszła do fryzjera. Otrzymała mycia głowy z masażem, dokładne strzyżenie co do włoska i ułożenie fryzury w cenie 20 CNY (9 PLN).Fryzjerzy byli żywo nami zainteresowani, nawet chwilę porozmawialiśmy za pomocą chińskiego odpowiednika Google Translate :) Kolejny raz wzięto nas też za… rodzeństwo, w dodatku byli zdziwieni, że jesteśmy aż tak starzy – widocznie młodziej wyglądamy :D
Wczorajszy dzień (5 czerwca) upłynął nam pod znakiem dwóch rzeczy: Zakazanego Miasta i Węglowego Wzgórza oraz hutongów. Tutaj moja uwaga – jeśli jakiś przewodnik (czy polski czy chiński) albo mapka z informacji turystycznej poleca hutongi na północ od Zakazanego Miasta – nie idźcie tam. Tzn możecie iść jeśli macie ochotę na turystyczne i komercyjne ulice. Oczywiście z cenami jak w Polsce czy też wyższymi. Ale turysta wszystko kupi :)
Polecamy za to zgubić się w gąszczu prawdziwych hutongów, gdzieś w okolicach Zakazanego Miasta – chinologiem nie jestem, ale wydaje mi się, iż tylko tam można poczuć prawdziwy klimat tego kraju. Wąskie uliczki, w wielu z nich można coś zjeść czy też kupić praktycznie każdą potrzebną rzecz, oczywiście nie w “turystycznych”, ale w “chińskich” cenach :) Za 4 sztuki moreli (dobrych!) daliśmy 1,30 RMB (0,60 PLN), za pojedynczy szaszłyk z mięsa płaci się… 1 RMB (0,45 PLN). Jeśli któryś z tamtejszych sprzedawców zna chociaż trochę angielski, to ta znajomość polega na umiejętności powiedzenia kilku wyrażeń typu “Hello”, “How are you?”
Co do samego Zakazanego Miasta – nie da się tego dobrze opisać słowami – trzeba to po prostu zobaczyć. Każdy budynek, każda rzecz jest zrobiona z niesamowitą dbałością o szczegóły, każdy malowany smok różni się czymś od innego. Widać w tym pracę ponad 100 000 artystów i ponad miliona cywilów. Zdjęcia (wkleję je po przylocie do Kantonu) chyba najlepiej oddadzą klimat tego miejsca.
Coś z praktycznych uwag – autobus kosztuje 1 RMB, niezależnie od trasy. Wchodzi się do niego w środkowej części, a bilet kupuje się u Pani bileterki. Można tez nabyć kartę, ale daje ona zniżkę tylko na autobusy (na metro nie ma zniżki), więc nie sporadycznym korzystaniu nie opłaca się – taka karta kosztuje bodajże 20 RMB. Warto też pamiętać o tym, iż przystanki poszczególnych linii są ustawione obok siebie i trzeba zawsze sprawdzić z którego przystanku odjeżdża nas bus. Trasę można wyznaczyć korzystając z Google Maps. Na przystanku rozkład jest podany po chińsku (z wyj. numeru autobusu) więc nie przyda nam się…
Lotniskowy autobus odjeżdża też (tak jak przyjeżdża) z zachodniej części parkingu przy Hotel International niedaleko dworca. Bardzo blisko zatrzymują się autobusy linii 692 i 729 ( i nie tylko). My z hotelu podjechaliśmy numerem 692. Autobusy kursują co jakiś czas (nieraz podjeżdżają po 2-3 sztuki tej samej linii naraz!) dlatego pomimo korków komunikacja działa całkiem sprawnie. Tak jak metro. W metrze pojedynczy przejazd do 2 RMB i bilety można kupić w automacie na każdej stacji. Ważne: wchodząc przez bramki bilet przykładamy do czytnika, natomiast w momencie wyjścia wkładamy (i automat nam go nie oddaje) w dziurkę w przedniej części bramki. Ciekawe, iż niektórzy Chińczycy mają z tym problem :)
Siedzimy właśnie na lotnisku i za chwilę rozpocznie się boarding samolotu Airbus A330-300 (rejestracja B-6086) linii China Southern, którym w ciągu 3 godzin mamy nadzieję znaleźć się na południu Chin – konkretnie to w Guangzhou (Kantonie).
Ja też Cię mleko p… ozdrawiam :) – Pi dziu – naczy piwo, mam nadzieję, że liczebniki chińskie masz opanowane, cało cień :)
Adam,
ja lecę 30 -ego, bez ABC, kupione w grudniu ;p
No ja jakoś promocyjnych hoteli nie wyrwałem choć ceny uważam że sa akceptowalne (chociaż mleko pisał o jakiś bardzo fajnych i tanich opcjach ? może z ofert błyskawicznych booking jak doleci napisze ?)wziałem sobie lepszy standard bo chcę trochę odpoczać
@ZabraliMiRower: ja też, ja też! ;)
więc i ja chętnie skorzystam z jakichś Twoich spostrzeżeń, nad wizą też się zastanawiam, w końcu nie wiem czy i kiedy będzie następnym razem okazja zobaczyć Moskwę
Do Kaasi a na termin masz bilet?Cieszy mnie to że podróż Mleka zjednoczyła wszystkich z ABC:))).Ta strona ma moc:)))
16 października – czyli Ty akurat już się zdążysz ogarnąć po powrocie ;)
O co chodzi z tym abc ????
Warszawa i Rzeszów czeka na dalsze opisy :)
co do hoteli to przez ok. 8 godzin był hotel 5* w Pekinie za 1/6 ceny, bo im się pomieszały dolary z juanami, więc bajkowo
a druga okazja to ostatni kod expedii, nam zreduukował cenę do 0.00 USD w Nanjing, więc też nieźle ;)
@Adam Co do kawiarenki na Okęciu to niestety nie ma, ale jeśli będziesz miał laptopa to możesz wykupić sobie dostęp do wifi (napewno jest orange i plusa – cen niestety nie znam – poszukaj na ich stronach)
Oczniku z UK, a ty skąd wiesz, że siedzę w Moskwie? Czy my się znamy? :)
@Adam&Dziabag: jest darmowy net na Okęciu po security w kąciku ING :)
Mleko, wiecej, wiecej! ;D
@ibisek: pamiętamy :)
Na lotniskowym wifi Facebooku oczywiście zablokowany :)
Co do netu w Pekinie to ja 1 Marca wysylalem sms’a z chinskiego numeru na ktory dostalem login i haslo, nie musialem biegac z paszportem ;-)
Gral_z_Moskwy dzięki za info sprawdzę przyda mi się no niestety mi się nie udało albo się zgapiłem wyhaczyć tani hotel w Pekinie choć pamiętam była taka promocja na super 5 gwiazdkowy hotel jak eny pomieszali i zastanawiali sie czy uznać ja akurat wtedy tego nie wziąłem, ale Mleko fajny gotel za taką kasę wyrwałeś ja mam fajny ale znacznie droższy no cóż nie miałem tyle czasu grzebać w sieci ale skorzystam chętnie z doswiadczenia innych. Z reguły nie przywiązuje wagi do noclegów mogę spać wszędzie jak nie jadę z rodziną. Pozdrawiam wszystkich w podróży ja jeszcze tydzień w robocie muszę wysiedzieć, cieżko.
A jeszcze jedno Mleko czekałeś do rana na autobus a ile taksa do centrum Pekinu kosztuje moze ktoś zorientowany (cena o 1 w nocy)
20% obłożenie? To absolutny szok. Praktycznie pusty samolot. Nigdy się z czymś takim nie spotkałem. Tym większy szok, że bilety sprzedawali tak tanio.
Teraz jak się zastanawiam to jest dziś piątek. Rosyjscy handlowcy/biznesmeni właśnie wracają z Pekinu do domu na weekend. To może tłumaczyć tak niskie obłożenie.
To super wiadomość jest szansa się wyspać ciekawe czy ja też tak będę miał dziwie się 20% przy takich cenach w zeszłym roku jak leciałem air asia i była promocja to w całym samolocie było 2 wolne miejsca, zero spania
Przeżyłem już ładnych parę latek i sporo nalatałem i nigdy, NIGDY się z czymś takim nie spotkałem nawet w najgłębszych otchłaniach recesji z 1991 + po pęknięciu bańki internetowej w 2000/2001 gdzie obłożenie spadało czasami do 50% i nawet podczas paniki z 2008 gdzie 5 mln chińczyków poszło na bruk i zamknięto 200 tys. fabryk
ADAM
Jeżeli też tak będziesz miał to zarząd Aeroflotu będzie powoływał sztab kryzysowy :)
Kurcze, nie chcemy żeby SU się przekręcił bo jak wtedy będziemy tanio latać do Pekinu, ale jeszcze z informacjami że Wizz Air w desperacji próbuje pozyskać gotówkę coś mi tu pachnie, że “something wicked this way comes”
tornado napisał: Piwo kosztuje 33 zeta panowie nie siejcie paniki właśnie wyciągnąłem rachunek z 17 marca bo nie byłem pewien: piwo Carlsberg Green 0,33l cena 60,11 rubli
No to ja mam chyba najgorzej… Lecąc we wrześniu do Hong Kongu mam ponad 20 godzin na tranzycie w Moskwie. Fajnie, co? :p
@Mleko – wielu wspaniałych, niezapomnianych przeżyć! :)
taksówki w Pekinie tanie jak barszcz. W listopadzie 2009 płaciliśmy 12zł z centrum do Yong An hotel przy North Road (blisko 3. obwodnicy), ok. godz.23. Jadąc w kilka osób wychodzi niewiele drożej niż metro
No stary ale masło SMOLEŃSKOJE to chyba jakieś przegięcie :)
Pozdrówka i miłej podróży
@Adam NET w plusie na lotnisku jest za 10gr za 1h więc nie boli :P)
bus kosztuje 16RMB/os/OW i zatrzymuje się przy duzym hotelu, jakies 300m od stacji metra Beijing Railway Station
taksówka ok 5-6zł za pierwsze 2 kilometry kolejny kilometr 1zł – guangzhou (12rmb + 2,4rmb)
piwo, najlepsze chyba Tsingtao 2-2,5zł za 0,6litra w zależności od sklepu, w klubie koszt ok 20-30zł
taxi najlepiej mieć zapisany adres po chińsku, ewentualnie nr telefonu np do hotelu kierowca taksówki przedzwoni i dowie się o adres, nie spotkałem kierowcy znającego angielski
na lotnisku w pekinie 2010rok internet był bez hasła 2 hotspoty i chyba 3 z hasłem, dużo miejsc na podładowanie komputera
kontakty (napiecia/prądu) chyba w każdym hotelu są uniwersalne można podłączyć zarówno europejska jak i chińską wtyczkę
wiele tanich hoteli posiada baseny
loty i hotele w obrebie chin warto sprawdzac na ctrip.com (najwiekszy portal w chinach) obsługa zarówno po chińsku jak i angielsku sami przedzwaniaja pod wskazany numer aby potwierdzic rezerwacje
wiele promocji na groupon.com (restauracje, spa, hotele – codziennie ok 30-40promocji w danym miescie) i troche mniej na gaopeng.com – chinski odpowiednik groupona – niestety tylko w j.chinskim
Dzięki za informacje Maretsky, aeroflot nie padnie oni nie kierują się logiką ekonomiczną tam to decyzje polityczne i prestiż Putin każe i będzie tak latał. Piłem w Malezji piwo Tsingtao-jak dla mnie to w biedronce jest lepsze. Też rozważam podróz taxi w 3 osoby wyjdzie tyle co za busa no a 6 rubli za piwo na lotnisku w Moskwie to byłoby ok. Także do zobaczenia w podróży-niedługo chińscy taksówkarze polskiego się będą uczyć przynajmniej kierunków.
Śledze waszą podróż pozdrawiam causy pa.
Według mnie najlepsze piwo to YANJING BEER (0,6l) za 3 yuany. :)
Mleko, jak liczysz kilometry?
W Pekinie już po 20 i robi się ciemno, a Wy jeszcze nie wróciliście do hotelu. Natychmiast wracać i bazgrać mi następną relację!
do chin w czerwcu? przeciez wtedy ciagle leje. a w moskwie nic nie zwiedzacie? gdzie nocujecie w rosji? tylko nie piszczie ze na lotnisku.
cozapalaki
Po co mają Moskwę zwiedzać. Ile razy można zwiedzać Moskwę? To miasto zwiedzi się raz i wystarczy. To nie to co Paryż, Wiedeń czy Londyn, gdzie fajnie by było nawet latać na każdy weekend.
Kilometry liczy GPS Logger firmy Pentagram.
Dzisiaj 11h 0min i 33 sekundy byliśmy na mieście, PRZESZLIŚMY 30.6km :D
Więcej już jutro napisze bo ide na piwko :)
Napisze tylko, iz ośmornice, tofu, dziwny zupy, piwo, herbata, dziwne mieso, zupa z gołębia i inne zaliczone.
Jutro pora na coś więcej – skorpiony i inne wynalazki :D
No mleko żebyś przypadkiem nie przesadził bo stoperan nie pomoże i zamiast przekazać nam relacje będziesz sie męczyć jak ja bym to wsyztsko spróbował co napisałeś to byłby dramat. W Pekinie w czerwcu leje toż tam 30 parę co najwyżej smog i upały męczą. No jak tyle prześliście to faktycznie tylko piwo relacja i spać. A jak tak Krowa i Kleofas nie zrobiły im się skośne oczki.
Mleko
Nie zapominaj, że masz stronę internetową i zobowiązałeś się pisać relacje więc masz odpowiedzialność regularnie tutaj wrzucać treść, a nie żebym wchodzil 20 razy i cały dzień nic nowego nie ma. Wiem, że chcesz nacieszyć się podróżą i masz do tego prawo, ale czy chcesz czy nie chcesz (chcesz bo masz stronkę) Twoja podróż jest publiczna i masz odpowiedzialność w stosunku do swoich czytelników.
Mleko
Nie słuchaj tych bredni co piszą że w Pekinie w czerwcu leje. Tutaj masz 10-dniową prognozę: następne 7 dni non stop słoneczko i 33 do 36 C.
http://www.weather.com/weather/tenday/CHXX0008
Jadłam w barze na stacji benzynowej dziwne wynalazki ( co do niektórych, to do dziś nie wiem co to było) PAŁECZKAMI WIELOKROTNEGO UŻYTKU i żyję. Nie doszło do żadnego uczszerbku na zdrowiu, chyba że wyjdzie po latach. Koniecznie trzeba spróbowac tych wszystkich węży, jedwabników i wszelakiego robactwa, ptasich gniazd i zwierzęcych genitalii – przeżyjecie. Aha i kłącze kwiatu lotosu – polecam.
skarbek – a jak dałeś radę to zjeść widząc to ja jak zobaczyłem to nie dałem rady jakiś larw zwątpiłem
A czym lecieliście z Moskwy? Jak tam pierwsze wrażenia chińskie? Fajanie, prawda? :)
z głodu bym umarł w tym kraju. dlatego tam nie jadę :P
Zupki, pierożki i tofu to na razie nic. Dziś czeka Was wyższa szkoła jazdy!
mleko, uważajcie na dziury w chińskich jezdniach! http://m.onet.pl/_m/77c3fa0ba286edc38b0272d473e54e3a,0,1.jpg
Co prawda nie dawno trafiłam ta Twoją stronkę, ale już teraz mogę powiedzieć że jest rewelacyjna:) Zaczynam w ciągu dnia myśleć co tam nowego napisałeś w relacji z Chin:D Bardzo się cieszę że mogę “na żywo” śledzić Waszą podróż. Życzę udanego pobytu;)
@mleko: śledzę twoją stronę od kilku miesięcy i bez żadnej ściemy z czystym sercem mówię, że to co ty tu wyrabiasz to mistrzostwo świata… mam wrażenie, że dla takich pojechanych pasjonatów the world is not enough….
a relacja live z chin…. rewelacja…. zaglądam na stronkę po kilka razy dziennie…. jak narkoman na głodzie…. życzę sporo wrażeń i niech wam się łącza nie zagotują… pzdr dla stefci i menażerii…
wrocław daje radę:)
a knysze mają w pekinie?:)