Home loty Malta 2010 cz.1: Malto – przybywamy, czyli dolot na Maltę…

Malta 2010 cz.1: Malto – przybywamy, czyli dolot na Maltę…

Czas na kolejną relację z podróży. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy zloty portalu pasazer.com stały się tradycją i co kilka miesięcy pasjonaci spotykają się w uzgodnionym mieście. Po wrześniowym zlocie na Sycylii, kolejny miał odbyć się w Barcelonie w marcu/kwietniu 2010. Oprócz niego powstała propozycja wcześniejszego mini-zlotu w okolicach lutego. Jako cel podróży obraliśmy Maltę. Niestety z pierwotnej liczby kilkunastu chętnych wykruszyło się kilka osób. Ostatecznie Malta miała przyjemność gościć 8 osób. Od pierwszych ustaleń spotkanie rozrosło się w czasie, koniec końców niektórzy z uczestników zostali na wyspie ponad tydzień – dokładnie 9 dni. My, tzn. ja ze Stefcią spędziliśmy na Malcie 5 dni + dodatkowo 2 dni na dolot i odlot z tej pięknej wyspy. Dodatkowo mieliśmy przyjemność dwukrotnie zwiedzić Gironę (Hiszpania), korzystając z faktu przesiadek na pobliskim lotnisku. 

Sam proces nabywania biletów ponownie (tak jak przy podróży do Maroka) okazał się zakręcony niczym “ruski słoik”. Upatrzona trasa przebiegała w następujący sposób:
10 lutego Wrocław (WRO) – Barcelona Girona (GRO) 09.55 – 12.20
11 lutego Barcelona Girona (GRO) – Malta Luqa (MLA) 06.55 – 09.05

powrót:
16 lutego Malta Luqa (MLA) – Barcelona Girona (GRO) 09.30 – 11.45
17 lutego Barcelona Girona (GRO) – Wrocław (WRO) 06.55 – 09.30

Oczywiście wszystkie loty odbyły się liniami Ryanair. Bilety nabyłem w kilku etapach. Najpierw 12 października w promocji po 2.50EUR za osobę nabyłem bilet na trasie Girona – Malta. Niecały miesiąc później udało mi się dokupić bilet powrotny: Malta – Girona za kwotę 2,99EUR od osoby. Dziesięć dni później w jednostkowej promocji udało się zdobyć bilety z Girony do Wrocławia. Cena: 1 EUR za osobę :) Jak się okazało gorzej było z odcinkiem Wrocław – Girona. Trasa ta, nagle zrobiła się niezwykle popularna, przez co bilety prawie nigdy nie były w promocji, dodatkowo termin 10 lutego był szczególnie drogi. Na pomoc, podobnie jak z Marokiem, przyszły zmiany w rozkładzie. W złotówkowej promocji nabyłem bowiem dodatkowo bilety Wrocław – Bruksela Charleroi – Wrocław na dni 14-16 lutego oraz kilka innych lotów. Z racji, iż w dniu nabywania biletów, rozkład nie był jeszcze do końca ustalony, zmieniły się godziny lotów. O ponad 6 godzin. Dało mi to prawo to przebukowania biletu na INNĄ, DOWOLNĄ trasę przewoźnika, na loty w terminie +/- 7dni od daty pierwotnego lotu. Dzięki tej zasadzie zdobyliśmy rezerwację na upragniony, ostatni (a w sumie pierwszy:) ) odcinek podróży.

Czas wylotu zbliżał się nieubłaganie. W końcu data w kalendarzu zmieniła się na 10 lutego. Wraz ze Stefcią wyruszyliśmy na wrocławskie lotnisko, skąd samolotem o regu EI-EBA odlecieliśmy do Girony. Zarówno wylot jak i przylot odbyły się o czasie, co pozwoliło nam zdążyć na autobus o 12.30 odjeżdżający z lotniska do centrum Girony. Po 30 minutach byliśmy na miejscu. Więcej informacji o Gironie można znaleźć tutaj: KLIK )



Po tych kilku godzinach byliśmy już głodni, dlatego nadszedł czas aby rozejrzeć się za jakąś przyjemną i tanią knajpką. Po kilkunastu minutach szukania znaleźliśmy chińską restaurację typu All-You-Can-Eat, czyli płacisz raz – jesz ile chcesz… Idealna rzecz dla nas – obżartuchów :) Bufet ten znajduje się niedaleko dworca autobusowego( KLIK ). Niezaprzeczalną zaletą jest też bliskość Lidla i innych tanich knajpek (więcej na naszym forum: KLIK ). Wracając do chińskiej restauracji – masakra, tyle jedzenia do wyboru dawno nie widzieliśmy. Owoce morza, mięso, świeże ryby, świeże mięso, sushi, ryż, makarony, dziwne sosy, dodatki. Wybór ogromny! A wszystko to za jedyne 9 EUR od osoby…
Nastała godzina przerwy w barze. Grzecznie opuściliśmy lokal, dodatkowo do Girony akurat przybył Hamburg, z którym spotkaliśmy się nieopodal naszej restauracji.

Razem podążyliśmy do chyba najbardziej znanego zabytku Girony – katedry (więcej informacji o katedrze – KLIK ). Świadectwo przepięknej sztuki baroku. Po drodze mieliśmy okazję zobaczyć nadrzeczne śliczne, kolorowe budynki, nadający miastu powtarzalny klimat. Po zwiedzeniu katedry, ruszyliśmy w drogę powrotną na dworzec autobusowy. Znaleźliśmy miłą knajpkę z tania kawą ( KLIK ), po czym w Lidlu zaopatrzyliśmy się w potrzebne jedzenie i picie – w końcu w nocy na lotnisku coś trzeba jeść i pić :) Wróciliśmy na lotnisko, gdzie o 23.30 dołączyły do nas 3 kolejne osoby: Humbak (aka Stenus), Mirek oraz Krzysiek. Do odlotu mieliśmy ponad 7 godzin, nie pozostało nam nic innego jak znaleźć dobre siedzenia i odpowiednio dużo miejsca do spania. Czas umilaliśmy sobie rozmowami oraz piciem piwka – o dziwo przechodzący co jakiś czas ochroniarze nie mieli nic przeciwko. Chwilę po 3 rano postanowiliśmy, iż czas iść spać. Rozłożyliśmy śpiworki, natomiast niektórzy ( ja ) rozłożyli się plackiem na podłodze :) Niestety po 4.30 zostaliśmy brutalnie obudzeni przez obsługę lotniska, którzy z zadowoloną miną poinf0rmowali nas o zbliżających się odlotach (nie wiem czy brutalne budzenie ludzi sprawiało im radość, natomiast mieliśmy ochotę im odpyskować :) ) Po chwili udaliśmy się na kontrolę, szybkie sprawdzenie plecaków, zwiedzenie strefy bezcłowej i o 6.55 samolotem o rejestracji EI-DWH odlecieliśmy na Maltę…

Stefcia i jej ulubione owoce morza
Katedra w Gironie
Nie trzeba komentować...






mleko

Komentarz(3)

Opublikuj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *